Po Gdańsku bez przemilczeń
Kontynuując relację z wizyty Zielonego Mazowsza na Święcie Wolności i Solidarności [zobacz >>>] uzupełnioną pozytywnymi ciekawostkami [zobacz >>>] nadrabiam zaległość i dla równowagi pokażę Gdańsk od ciemnej strony.
Mocny akcent minionej epoki motocentrycznego planowania wita nas zaraz po opuszczeniu głównego dworca. Jego piękny, stylowy budynek separują od miasta dwie asfaltowe rzeki. Na osaczone nimi przystanki tramwajowe można się dostać tylko tunelem.
Jakby tego było mało – zadbano też o izolację obu peronów, mimo że (jak widać) przejście między nimi kiedyś istniało.
Można uznać za regułę, że taką dysfunkcjonalną miejską przestrzeń projektują i zatwierdzają głównie mężczyźni, zaś koszty niewygody i strat czasu ponoszą głównie kobiety.
Konstrukcja zamocowana do ściany ma stwarzać pozory dostępności i troski o inwalidów.
Niestety nie jest bezobsługowa. Czas oczekiwania kilka minut. tyle musi stracić inwalida, aby zmotoryzowanym oszczędzić pół minuty podczas przechodzenia pieszych przez jezdnię.
Przycisk nie budzi zbytniego zaufania, ale obok podano numer telefonu do obsługi. Jeśli i on zawiedzie albo nawali technika – jest trzecie koło ratunkowe – dyżurny inżynier miasta. Halo, czy pan inżynier nie mógłby zaprojektować tu przejścia przez jezdnię?
Całe Trójmiasto ma od dawna obwodnicę, a mimo to tak szerokie arterie biegną wzdłuż Gdańska. Piesi mają wiele okazji do ,,ćwiczeń fizycznych” i trenowania chodzenia.
Gdy jedni mają szeroko, prosto i wygodnie, inni…
Chcesz pogrymasić? Ciesz się lepiej, że jest naziemne!
Naziemne nie zawsze znaczy przyjemne. Ta ewidentnie wadliwa lokalizacja przejścia dla pieszych – odsuniętego w bok zamiast naturalnego przedłużenia chodnika – dziwi tym bardziej, że…
… inne przejście przy tej samej ulicy usytuowano wzorcowo.
Na koniec odwiedzimy jeszcze raz Brętowo, gdzie widoczny u góry tramwaj dojeżdża po estakadzie wprost na peron nowej stacji kolejowej. Dobre samopoczucie po sportretowaniu trzech środków transportu na jednym zdjęciu psują widoczne tuż obok istotne mankamenty.
Jadący z góry bardzo rozpędzeni rowerzyści…
… mogą zderzyć się z pieszymi wychodzącymi zza wiaty czy filaru albo próbując ich ominąć wpaść na latarnię.
Umieszczenie przystanku w zatoce oddzielonej od jezdni spowodowało deficyt miejsca dla pieszych i rowerzystów i zaburzyło przebieg drogi rowerowej. Tuż za tym rozwiązaniem z dróg ekspresowych o prędkościach ponad 100 km/h znajduje się przejście dla pieszych z sygnalizacją.
Szykanuje się w ten sposób autobusy i ich kierowców.
Pod względem skali zatokowego schorzenia Gdańsk nie odstaje od innych polskich miast. Tutaj przy dwóch pasach ruchu w każdą stronę, peronie z wiatą na chodniku i konfliktach pieszych z rowerzystami zatoka poprawia jednak tylko samopoczucie, bo droga i tak jest zakorkowana.