Japończyk na rowerze
Poprzednią część naszej relacji z Japonii poświęciliśmy infrastrukturze rowerowej [zobacz >>>]. W tej przyjrzymy się kolejnemu femonenowi związanemu z ruchem rowerowym w Japonii.
Prawda jest bowiem taka, że Japończycy – na codzień bardzo uporządkowani i praworządni – na rowerach robią rzeczy, od których niejeden polski mundurowy dostałby zawału.
Jeżdżą bez kasków i kamizelek.
Przejeżdżają po przejściach dla pieszych. W Japonii to całkowicie normalne i robią to dosłownie wszyscy.
Nawet gdy obok jest przejazd rowerowy (co w Japonii nie jest częste). Nawet gdy za przejściem widać patrol policji.
Jakby tego było mało, na rowerze jadą dwie „duże” osoby, co w Japonii nie jest dozwolone.
Zresztą jazda we dwójke jest tu równie częsta jak przejeżdzanie po przejściu. I równie ignorowana przez patrole policji.
Kolejnym zupełnie ignorowanym przez tutejsze służby mundurowe wykroczeniem jest jazda rowerem pod prąd.
W Japonii cykliści generalnie jeżdżą jak im wygodnie.
Nawet gdy oznacza to jazdę pod prąd ruchliwą czteropasmówką, z komórka w jednym ręku, a papierosem w drugim. Tuż przed drzwiami komisariatu.
Równie poważnie traktowane są tu znaki zakazu parkowania roweru. Jednoślad po lewej stoi przy całym rzędzie tablic zakazujących parkowania. I co? I nic. Krew się nie leje. Kury nie przestają znosić jajek. Życie toczy się dalej.
W Japonii wiedzą że prawdziwe niebezpieczeństwo to nie rowerzysta na zakazie, a auto pędzące ulicą lub kierowca zachowujący się agresywnie. Tym zajmuje się tamtejsza policja. Z całą surowością.