Półroczna kronika pewnego trawnika
Na jednej z bielańskich ulic istniał kiedyś pas zieleni między chodnikiem a drogą dla rowerów. Na tym zdjęciu (z lutego 2005) widać, co z niego zostało po paru latach działania opadów deszczu i kół samochodów. W zeszłym roku miejsce to miało szansę przejść metamorfozę. Niestety, wystarczyło parę miesięcy, by ją zakończył powrót do stanu wyjściowego.
Maj – ku zaskoczeniu mieszkańców zagłębienie wypłukanego piaszczystego „pasa parkingowego”
wypełnia się czymś, co sprawia wrażenie potencjalnej niszy ekologicznej dla trawy.
Choć strzegą jej tylko bezbronne kołki z taśmą, kiełkujące życie przez pewien czas budzi
powszechny szacunek.
Suche lato nie rozpieszcza trawy. Ale tutaj nie ma ona jeszcze tak źle, jak w paru innych miejscach.
Tam zabrakło kompostu (chyba rozmach akcji był tak duży) i wzbogacono ziemię mieszanką innego, nieorganicznego asortymentu kompostowni Radiowo. Oprócz szkła także kamykami i kawałkami plastiku.
Wrzesień – przesuszone kępki przestają działać na sumienia kierowców.
W czasie wakacji znikły słupki i zahamowania.
Październik – rodzą się obawy o przyszłość trawy. Ani nikt jej nie podlewa, ani nie maluje, ogradzać chyba też nie zamierzają… Na co oni liczą? Na Straż Miejską?
Grudzień – przynosi potwierdzenie obaw.
Przed rekultywacją ubity piasek przynajmniej nie lepił się do kół.
Teraz samochody nawożą rozwodnionym kompostem oba ciągi, chodnik płynnie przechodzi w błotnistą bryję.
Niezbyt to estetyczne, ale ma swój walor dydaktyczny.
Każdy dobrze widzi, gdzie trafiła część jego podatku. Zresztą – wnioski z tej historyjki obrazkowej są chyba zbyt oczywiste, by nimi wydłużać ten materiał. Żeby jeszcze chciano z nich robić użytek…