Nowy buspas na Dzień bez Samochodu
Z okazji EDBS wytyczono w mieście nowy buspas
Z okazji Europejskiego Dnia bez Samochodu w Warszawie uruchomiono nowy i jednocześnie najdłuższy w mieście pas autobusowy. Dzięki niemu łączna długość ulic z takimi pasami wzrosła o około jedną czwartą, a autobusy jeżdżąc trasą Łazienkowską przestały w końcu być spowalniane przez auta.
Wbrew temu, co najpierw zapowiadały, a później ogłosiły jako fakt niektóre media – 22 września o godzinie 7.30, czyli w porannym szczycie, trasa Łazienkowska zakorkowana nie była. Przynajmniej na wysokości Pl. Na Rozdrożu, gdzie wykonano te zdjęcia. Korka giganta nie zauważono także około 7 rano na ulicy Ostrobramskiej.
Zauważono natomiast palącą potrzebę wydzielenia buspasa separatorami. Obecnie pas ten jest używany przez pojazdy do tego nieuprawnione. Może już czas by ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz zmusiła ZOM do zaakceptowania obecności separatorów na ulicach? No chyba, ze to ZOM kieruje Prezydentem miasta.
Wśród pojazdów na buspasie były taksówki, które tym jedynym pasem w mieście jeździć legalnie nie mogą.
Aczkolwiek problem nie dotyczy wyłącznie taksówek. Nielegalne wjeżdżanie na buspas ma tu charakter masowy nawet w ruchu swobodnym. Strach pomyśleć co będzie, gdy trasa naprawdę się zakorkuje. A przecież Policja nie może być wszędzie – na tej trasie mogą ustawić się tylko w kilku miejscach, których lokalizacji kierowcy za pewne szybko się nauczą. Liczba mandatów spadnie, a wjeżdżających na pas tuż za plecami policjanta – wzrośnie.
Wtedy może się zdarzyć, że autobusy jak ten nie będą w ogóle w stanie wyjechać z zatoki na pas dla autobusów z powodu sznura aut nielegalnie nim sunących. A swoją drogą, gdyby tej zatoki nie było – autobus nie miałby problemu z wyjechaniem na pas, a auta nie miałyby jak nielegalnie tędy przejechać obok autobusów. O dodatkowych 3 m szerokości przystanku dla pieszych nie wspomnę.
Podsumowanie
Należy jednak władzy pogratulować. Po pierwsze, przełamano trwający latami impas w komunikacji i zaczęto wytyczać pasy tam gdzie są naprawdę potrzebne (czyli tam, gdzie dziś utykają w korkach), a nie tam, gdzie nie przeszkadzają motoryzacyjnemu lobby. Po trasie WZ to już drugi pas w miejscu wskazywanym jako pilne. Po drugie – to pierwszy Dzień bez Samochodu w historii Warszawy [zobacz >>>], gdy władza bierze się do działania faktycznego, a nie pozorowanego. Do tej pory regułą było wystawienie kilku stoisk i markowanie obchodów przez uśmiechanie się do kamer i obiektywów i opowiadanie jak to jest cudownie. Co zresztą z wielką chęcią zestawiały z rzeczywistością media.
Odrobina goryczy
Nie bylibyśmy jednak sobą, gdybyśmy chwalili bezkrytycznie. Można było to zrobić jeszcze lepiej!
Przede wszystkim pas można było odseparować i obstawić fotoradarami. To podobno zostanie jeszcze zrobione – w „drugim etapie”. Tylko, że tzw „drugie etapy” są jak druga linia metra – gdzieś daleko na horyzoncie marzeń. Ich realizacja jest wątpliwa.
Poza tym na całym świecie na EDBS zamyka się ulicę. Nie przypadkowo – chodzi o pokazanie jak fajne miasto mogłoby być, gdybyśmy nie nadużywali aut i nie korkowali nimi ulic. Poza tym, zmusza to niektórych przyspawanych do fotela samochodu by spróbowali nowych sposobów dojazdu – i przekonali się często, że mity o śmierdzących współpasażerach w tramwaju, czy powolności roweru to po prostu bajki nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością.
Europejskie miasta wysyłają w Dniu bez Samochodu na trasy więcej pojazdów, które przyjmują nowych pasażerów komunikacji miejskiej. Tego też zabrakło, przez co wiele mediów miało powód do narzekania, że jedyny sposób na dojazd to samochód, bo autobusy są zatłoczone.
Na EDBS zazwyczaj miasto powinno też zorganizować happeningi i atrakcje na odzyskanych ulicach… Przecież nie chodzi o to by uwolniony asfalt się marnował – powinien zacząć służyć ludziom!
I na koniec najważniejsze – konieczna jest szerokie informowanie o wszelkich działaniach związanych z EDBS. To jak bardzo brakowało tej informacji doskonale widać było w pięciu urządzonych przez miasto wypożyczalniach rowerów. Mało kto będzie w stanie nawet wymienić lokalizację tychże. Trudno się dziwić, że cieszyły się one praktycznie zerowym zainteresowaniem mieszkańców, którzy dowiadywali się o nich przypadkowo – po prostu przechodząc obok. O ile się dowiadywali – na niektórych z nich brakowało nawet podstawowej informacji – co to za wystawione rowery i w jakim celu.