Przechodzenie po holendersku i niemiecku
W poprzednim artykule z serii [zobacz >>>] opowiadaliśmy jak można zamienić niektóre znaki na odpowiednią geometrię zmuszającą do zachowań zgodnych z prawem – tym samym poprawiając bezpieczeństwo. W kolejnym odcinku serialu pod tytułem Inżynieria ruchu z Zachodu
, zajmiemy się pieszymi i rowerzystami.
Przejście dla pieszych, a nie odwrotnie
Zacząć należy od tego, że w Holandii, czy Niemczech normalne jest, że to przejście jest dla pieszych, a nie pieszy dla przejścia. To wynika wprost z polityki transportowej – ruch pieszy ma być tam promowany, nie ograniczany przejściami podziemnymi, szykanami, barierami i innymi zasiekami.
Typowe przejście dla pieszych jest prawie niewidoczne (choć „zebry” też się czasem zdarzają). To uczy kierowców jazdy z bezpieczną prędkością i zachowaną uwagą. Kierowcy więc na pieszego uważają także, gdy nad jezdnią nie ma wielkich żółtych tablic, pulsujących świateł i innych zabaweczek z lubością stosowanych przez naszych specjalistów od bezpieczeństwa. Dzięki temu zamiast poprawy punktowej (w miejscach „dających po oczach”) uzyskuje się poprawę systemową. Kierowca uważa wszędzie i spodziewa się pieszego zawsze.
To sprawia, że pieszy może czuć się bezpiecznie nawet w tak (wydawało by się) ekstremalnej sytuacji. Ba, Holender w aucie często w takiej sytuacji zatrzyma się i ustąpi pierwszeństwa!
Zresztą ustępowaniu pierwszeństwa pieszym przez kierowców sprzyja zazwyczaj także geometria drogi. Tu np. wyniesienie przejścia zmusza do ograniczenia prędkości do wartości bezpiecznej.
Odpowiednia geometria ulic sprawia, że nawet pod samą stacją Amsterdam Centraal stosowanie sygnalizacji świetlnej nie wszędzie jest konieczne.
Światło dla pieszego, ale bez czerwonego
Oczywiście w Holandii, w ruchliwych miejscach, sygnalizację świetlną się czasem stosuje. Tylko bywa, że wygląda ona nieco inaczej od naszej.
Tablica wyjaśnia działanie sygnalizacji. Gdy miga górne, żółte światło, pieszy przechodzi na własną odpowiedzialność. Jeżeli nic nie jedzie, nie musi on czekać aż sygnalizacja łaskawie pozwoli mu przejść. Jeżeli zaś ruch jest duży, lub pieszy jest np osobą niepełnosprawną – może wcisnąć przycisk i zaczekać kilka sekund na zielone, aby mieć 100% bezpieczeństwa przy przechodzeniu przez jezdnię.
Pieszy stop, ale z sensem
A to już sygnalizacja na przejściu przez tory tramwajowe w Amsterdamie. Czerwone (migające) spotkać można tu wtedy, gdy jedzie tramwaj. Tylko wtedy.
Pieszy nigdy nie musi czekać na czerwonym patrząc na puste po horyzont tory. Po przejeździe tramwaju sygnalizacja bowiem po prostu się wyłącza. Skutek jest jeden: Piesi przyzwyczajają się, że sygnalizacja ma sens i warto jej przestrzegać, gdy świeci się czerwone (także w innych miejscach).
Tu z kolei mamy przejście przez tory metra. W jednym poziomie! Tu także sygnalizacja włącza się na chwile przed przyjazdem pociągu, a wyłącza w chwilę później.
Skutek ten sam co poprzednio – nikt nie przechodzi na czerwonym. Bo, gdy nic nie jedzie, czerwonego po prostu nie ma.
Niemcy jadą nawet bardziej „po bandzie”. Światła na przejściu przez tory tramwajowe zastąpili niewielką tabliczką z napisem „uważaj”. Mimo, że kilka metrów dalej, na jezdni, jest już normalna sygnalizacja. Zdjęcie wykonano w centrum Hanoweru, wcześniej pokazywaliśmy podobne fotki z Düsseldorfu [zobacz >>>].
Sygnalizacja w bardziej znajomej formie
W Holandii oczywiście zdarza się też „typowa” sygnalizacja.
Choć trzeba przyznać, że i ta się nieco różni od naszej. Np potrafi odliczać czas do zielonego. Mało który pieszy widząc, że do zielonego zostało 10s, będzie pchał się między auta na czerwonym. Zresztą czas oczekiwania na przejściach dla pieszych musi być tu krótki. Chodzenie jest wygodne, więc pieszych jest dużo.
Jak widać Holendrzy i Niemcy mają nieco inne podejście do konieczności odgradzania pieszych zasiekami w celu poprawiania bezpieczeństwa. Zamiast rozwiązań poprawiających je punktowo – uczą pieszych i kierowców uważać na siebie nawzajem. A to przynosi poprawę systemową, od razu w całym kraju. Może dlatego jest tam tak bezpiecznie?
A gdzie przejścia podziemne?
W powyższym artykule brakuje jednego zdjęcia. Mimo najszczerszych chęci, w ciągu 5 dni spędzonych na intensywnym poznawaniu infrastruktury w Niemczech i Holandii, nie udało się nam uwiecznić na zdjęciu (ani nawet znaleźć) ani jednego przejścia podziemnego przez jezdnię. Pozostawione braki obiecujemy nadrobić w przyszłości – podczas wycieczki np. na Białoruś.
W następnym odcinku:
W kolejnym odcinku serii – zamieszamy. Będzie ekstremalnie. Tramwaj pojedzie pomiędzy pieszymi. Autobus odwiedzi ciasną Starówkę wjeżdżając między rowery. A auta wystąpią gościnnie na… ulicy rowerowej. Pokażemy „śmiercionośne” kombinacje, od których naszym specjalistom od bezpieczeństwa włosy staną dęba 😉 Będzie się działo…