Kto wciska ciemnemu ludowi jasne ubrania?
Gdy jesień skraca dzień, zsyła mgły, deszcze i słoty, a przyroda zamiera, polska szkoła BRD budzi się do aktywności. W promocyjnej ofercie zsyła na pieszych mnóstwo darmowych dobrych rad.
Wdziewaj żółte płaszcze! Lub przynajmniej kamizelki.
Jeśli chcesz żyć, ciemne ubiory schowaj na dno szafy i ozdabiaj się odblaskami!
Trzymaj się z daleka od jezdni!
W zeszłorocznym wydaniu tej kampanii strachu furorę zrobił zestaw dwóch zdjęć. Na pierwszym nic nie wyróżnia się z mrocznej ulicznej scenerii zmoczonej deszczem.
Dopiero porównanie z drugim zdjęciem przynosi olśnienie. Żółty płaszcz wskazuje, gdzie szukać różnicy na pierwszym. I rzeczywiście wytężając wzrok dostrzegamy tam granatową sylwetkę na tle pnia potężnego drzewa.
Czarny charakter w żółtym płaszczu
Zestaw najpierw intryguje niewiadomą, a potem wszystko w nim okazuje się tak czytelnie oczywiste. Nic dziwnego, że ubiegłej jesieni przez cały miesiąc kopiowały ten samograj prawie wszystkie polskie media internetowe i pokazały też telewizje. Jednak towarzyszący temu interpretacyjny przekaz różni się w Polsce diametralnie od tego, któremu zdjęcia miały służyć w Szwajcarii, skąd pochodzą. Wykonano je wiele lat temu w Zurychu nie po to, aby wpływać na ubiory przechodniów, lecz w celu zwrócenia uwagi zmotoryzowanych na konieczność wolnej i ostrożnej jazdy po mieście i bacznej obserwacji nie tylko jezdni, ale też chodników, z których może wyłonić się słabo widoczny pieszy z zamiarem przejścia przez jezdnię.
Zdradził nam to dr Christian Thomas z Międzynarodowej Federacji Pieszych, który te zdjęcia do Polski przywiózł w 2013 roku. Uczestniczył wówczas w konferencji poświęconej BRD jako reprezentant ruchu społecznego na rzecz pieszych Fußverkehr Schweiz. W swej prezentacji przedstawił wiele interesujących przykładów i recept na poprawę bezpieczeństwa tej grupy. Dziwnym trafem z jego bogatej i obszernej prezentacji polskim policjantom najbardziej trafiły do gustu tylko dwa zdjęcia i posłużyli się nimi we własnych serwisach internetowych. Przekaz jednak dorobili do tego zasadniczo odmienny od tego, co podkreślał szwajcarski gość. Przykłady innych mniej popularnych w Polsce slajdów z tej prezentacji podamy na końcu.
Pomyśl, ofiaro, kto robi cię na szaro
Wyobraźmy sobie kampanię dotyczącą gwałtów na kobietach opartą na dwóch zdjęciach. Na pierwszym wymalowana dziewczyna na szpilkach, w jaskrawych pończochach, obcisłej spódnicy mini, bluzce i kapeluszu, wszystko w kontrastujących ze sobą kolorach. Podpis – zgwałcono ją, bo rzucała się w oczy. Na drugim zdjęciu dopiero po długim wpatrywaniu się można zauważyć ludzką sylwetkę w maskującym ubraniu na tle drzew i krzewów. Podpis – przeszła bezpiecznie przez las znany z napadów na kobiety, bo nie dała się zauważyć.
Oczywiście skutki (zalety i wady) przeciwstawionych wyżej postaw: odzieżowego kamuflażu i zwracania na siebie uwagi są w tym przykładzie dokładnie odwrotne, więc o analogiach można mówić z dokładnością do negacji. Ta przejaskrawiona wizja ma szanse zaszokować i zbulwersować wielu czytających. Co ciekawe jednak, bliźniaczo podobne nastawienie do pieszych ofiar, zmotoryzowanych sprawców i wpływu każdej z tych grup na bezpieczeństwo w ruchu nie tylko nie budzi powszechnego sprzeciwu, ale od lat utrwala się w opinii publicznej. I to głównie za sprawą służb i instytucji mających najwięcej do powiedzenia w tej dziedzinie [zobacz >>>].
Jednym z przejawów wiktymizacji ofiar i pobłażliwości dla sprawców jest używanie zamieszczonych na wstępie zdjęć jako argumentu, że chodzenie pieszo w ciemnym ubraniu zasługuje na naganę. Że nosząc za mało widoczne ubranie pieszy ponosi część (a może i całość?) winy za ewentualny wypadek ze swoim udziałem. Idąc tokiem takiego myślenia można dojść do końcowego stadium i wmawiać pieszym winę za to, że zostali niezauważeni. Takie opinie nie tylko nie są w Polsce rzadkością, ale w zasadzie stały się już normą.
Tymczasem intencje autorów tych zdjęć były dokładnie odwrotne. Chcieli uzmysłowić, jak łatwo przeoczyć pieszego i spowodować wypadek, jeśli poprzestaje się tylko na pobieżnym oglądzie sytuacji i nie zakłada się z góry, że wzrok może zawodzić. Zdjęcia miały skłaniać do jazdy po mieście z ostrożną prędkością, a nie wpływać na to, jak Szwajcarzy będą się ubierać. Siadającym za kierownicę w mieście musi towarzyszyć pełna świadomość potencjalnych skutków i odpowiedzialności za nie.
W Polsce takiego nastawienia ciągle brakuje. Dominuje nie tylko zrównywanie odpowiedzialności i pozycji pieszych i zmotoryzowanych (fałszywa symetria [zobacz >>>]), ale wręcz przerzucanie na niechronionych większego ciężaru uwagi i ostrożności, ,,bo przecież oni więcej ryzykują”, a ,,cmentarze pełne są tych, co mieli pierwszeństwo”. Z kierujących zaś ten ciężar się zdejmuje aprobując powszechną (jakże naganną!) wymówkę Nie widziałem pani/pana
[zobacz >>>].
Zamiast zasady odpowiedzialności proporcjonalnej do siły rażenia, masy i energii, którymi dysponuje dany uczestnik, rozpanoszyło się u nas istne drogowe prawo dżungli – im kto silniejszy, tym więcej mu wolno.
Chodzi o odzyskanie miasta do chodzenia
Na szczęście coraz silniej słychać też głosy sprzeciwu wobec takiego taktowania pieszych niczym pariasów czy podludzi. Zapomnianym prekursorem zdrowego myślenia o ruchu drogowym, prawach i obowiązkach jego uczestników był… kierowca rajdowy Witold Rychter. W przypomnianej przez nas rok temu książce Kierowcom pod rozwagę
[zobacz >>>] postulował dokładnie takie zasady, na których budują dziś swe skuteczne polityki BRD państwa-liderzy takie jak Szwecja czy Holandia.
Nie brak też dziś głosów rozsądku takich jak komentarz, który ostatnio zamieścił na FB Łukasz Zboralski. Co wynika ze zdjęć Christiana Thomasa? Tylko (a w Polsce raczej aż) to że masz tak dojechać do przejścia dla pieszych, by zauważyć nawet stojącego w czarnej kapocie. Bo on tam może być – to podpowiada ci olbrzymi znak drogowy
. [podkr. MJ]
Można odnieść wrażenie, że nasi rodzimi piewcy motorozwoju za wszelką cenę (nawet tysięcy trupów rocznie), a w gruncie rzeczy wyznawcy drogowej swawoli dążą do podporządkowania motoryzacji wszelkich reguł zachowania się ludzi i obiektów (w tym np. drzew, choć nieruchomych, obarczanych winą za wypadki i eksterminowanych z poboczy dróg). Sprawność, szybkość i wygoda jazdy samochodem urasta w tych kręgach do rangi naczelnego prawa, któremu trzeba podporządkować wszystko inne – komfort inwalidów, czystość powietrza, poziom hałasu, dostępną przestrzeń, cudzy czas i samopoczucie itp. Dopóki nie było w Polsce autostrad i zbyt wielu innych dróg podobnej klasy, można było tłumaczyć takie poglądy ich deficytem. Nie mają obwodnicy, więc walą przez środek miasta. Itd, itp.
Dziś hołubiona latami motoryzacja zyskała kosztem setek miliardów złotych tysiące kilometrów tras szybkiego ruchu i obwodnic. Na przedmieściach i bezkolizyjnych węzłach drogowych piesi się nie pojawiają. Samochody dostały na wyłączność tyle przestrzeni, że nie ma żadnego, nawet pozornego uzasadnienia, by nadal stawiać je ponad ludźmi w środku miasta. Wszystkim instytucjom odpowiedzialnym za ruch drogowy proponujemy więc, by dążąc do poprawy jego bezpieczeństwa zostawiły w spokoju ubiory potencjalnych ofiar, a zaczęły stanowczo eliminować patologiczne zachowania potencjalnych zabójców. Wielu z nich należy się więzienny drelich, a nie utarty wyrok w zawiasach.
W obszarze BRD i ochrony życia państwo ma do dyspozycji mnóstwo sprawdzonych gdzie indziej środków prawnych, technicznych, organizacyjnych, finansowych… Dotychczas stosowanych niewystarczająco lub wcale. Duza by już mogli mieć, Ino oni nie chcom chcieć.
Czym warto się zainteresować oprócz dwóch zdjęć?
Christian Thomas omówił w Polsce wiele zasad i rekomendacji dla poprawy bezpieczeństwa pieszych. O ile kluczowej roli szybkości nikt nie zaprzeczy, o tyle polskie instytucje wciąż za bardzo wierzą w fotoradary, zamiast wymuszać prawidłową prędkość fizycznymi parametrami samej drogi [zobacz >>>].
Thomas podkreślał też (podobnie jak Rychter [zobacz >>>]), że dziecko na drodze to nie spuszczony z uwięzi intruz, lecz normalny uczestnik, którego obecność i cechy psychofizyczne trzeba mieć stale przed oczami wyobraźni jadąc ulicami miasta. Dziecko nie potrafi dobrze oszacować odległości i prędkości pojazdów. Za to dorośli posiadacze prawa jazdy potrafią przewidzieć jego obecność i dostosować do niej swoje zachowanie.
Przejścia dla pieszych należy wyznaczać tam, gdzie są potrzebne, a nie tam, gdzie nie będą przeszkadzać ruchowi samochodów. W razie potrzeby można fizycznie uspokoić ruch.
Kampanie adresowane do kierujących, aby jeździli wolniej, są nawet bardziej pożądane. Ale nie na wiele się zdadzą bez twardego i egzekwowanego prawa.
Zbyt szeroką jezdnię i zbyt duży promień skrętu [zobacz >>>] można skorygować prostymi środkami niemal z dnia na dzień.