Motto:

Kolizja rowerzysty z tramwajem jest dla tego pierwszego zawsze fatalna w skutkach.
[Tramwaje Warszawskie w negatywnej opinii dla bardzo udanego projektu drogi rowerowej na ul. Marymonckiej [zobacz >>>]]

W Europie Zachodniej praktykuje się powszechnie łączenie i krzyżowanie ruchu tramwajowego i rowerowego (jak zresztą i pieszego - ale to temat na odrębny artykuł). Według schematów myślenia (?) naszej inżynierii ruchu, podejście to powinno prowadzić do stopniowego zaniku populacji cyklistów dziesiątkowanej przez rozpędzone stalowe potwory. Tymczasem - jest wręcz przeciwnie, w wypadkach ginie tam znacznie mniej rowerzystów niż w Polsce, a ich liczba rośnie.

W centrach polskich miast króluje namiętna segregacja. Tunele i kładki to ubóstwiany ideał i tylko patrzeć, aż którąś z kładek ZDM pomaluje złotą farbą i awansuje do roli pomnika. Któż nam dorówna w nasyceniu ulic szpetnymi barierkami, wygrodzeniami, znakami zakazu i sygnalizatorami? Dziwnym trafem jednak drogowy apartheid nie przeszkadza Polsce wlec się w ogonie Europy pod względem bezpieczeństwa niechronionych uczestników ruchu drogowego. Jak wytłumaczą ten paradoks inżynierowie z wieloletnim doświadczeniem w grodzeniu, zakazywaniu i dokręcaniu regulacyjnej śruby? Czy nie przyszło im do głowy, że oduczają ludzi samodzielności, troski o siebie i przewidywania, będących podstawą bezpieczeństwa?

Problemom tym można by poświęcić niejeden doktorat, więc skromnie zakończmy ten wstęp i przejdźmy do obrazów. Niech ich wymowa pomoże i polskim specjalistom urządzającym ulice, i ich użytkownikom zastanowić się krytycznie nad panującymi od lat stereotypami. Czas już uwolnić się od drogowego totalitaryzmu i gonić wolną Europę.

Strasburg

Francja uchodzi za państwo policyjne, więc swoboda przyznana rowerom w Strasburgu może dziwić. Ale Francja przechodzi też ostatnimi laty la Vélorution i skłania się do łagodzenia obowiązków ciążących na rowerzystach w porównaniu z kierowcami [zobacz >>>]. Przy tym Strasburg nie pozostaje bez wpływu bardzo prorowerowych Niemiec.

Ten młodziutki Francuz musi być miłośnikiem adrenaliny, jeśli przejeżdża przez torowisko...

... sekundy przed nadjeżdżającym tramwajem. Oba zdjęcia dzieli naprawdę moment, czego dowodzi zmiana położenia dwóch chłopaków po prawej. Zauważyli Państwo, że osygnalizowany jest jedynie przejazd samochodowy?

Pieszych i rowerzystów informuje się tylko o pierwszeństwie tramwaju.

200 metrów dalej napotykamy na podobnie oszczędną organizację ruchu. Polski drogowiec popatrzy na ten pojedynczy znak ze współczuciem dla francuskich kolegów po fachu - ileż wygrodzeń, sygnalizatorów, przycisków i znaków można by tu władować płacąc furę publicznych pieniędzy wdzięcznym za nakręcanie popytu producentom... A najlepiej wybudować tunel lub kładkę.

Lekkomyślności tamtejszego inżyniera ruchu dopełnia dopuszczenie ruchu rowerów pod prąd razem z tramwajami, ale ta ekstrawagancja zawitała już do Warszawy [zobacz >>>], więc poprzestańmy na wzmiance.

Po Strasburgu policjanci jeżdżą również na rowerach, więc znają temat bezpieczeństwa cyklistów także od strony praktycznej, a nie tylko z teorii jak nasi mundurowi. Być może dlatego nie sprzeciwiają się temu, co pokazano wyżej.

Amsterdam

W ścisłym centrum Amsterdamu nie brakuje wspólnych przestrzeni pieszo-rowerowo-tramwajowych. Jedyne dostrzegalne wygrodzenie - na dalszym planie wzdłuż peronu jest (jak widać) przerwane i de facto pełni rolę wsparcia dla oczekujących i elementu do parkowania rowerów.

Na widoku z przeciwnej strony ujawnia nam się jeszcze jeden użytkownik tej ulicy - autobus miejski. Przez tory skrętne przechodzi się i przejeżdża swobodnie, nie ma nawet żadnych ostrzeżeń.

A to nieco inna sytuacja - lokalna ulica używana intensywnie przez pieszych i rowerzystów (Reguliersdwarsstraat) krzyżuje się z ulicą wyższej klasy (Vijzelstraat) i torowiskiem. Odcinek ,,z tyłu zdjęcia'' - jest ślepy dla samochodów, ale przejezdny dla rowerów. Ten na wprost, za skrzyżowaniem - jednokierunkowy z dopuszczeniem ruchu rowerów pod prąd. Cyklistka na środku ulicy podejmuje próbę samobójczą? Nie, rozpoczyna zwyczajny manewr lewoskrętu...

... i o dziwo nie zderza się czołowo ani bocznie z tramwajem,...

... lecz czeka, aż on przejedzie. W międzyczasie dołącza do niej grupa przechodniów.

A to już prawie happy end tego mrożącego polską krew w żyłach incydentu - czy może banalnej scenki, jakie w miastach Holandii można obserwować bez przerwy, na każdym kroku. Dziwi Państwa brak barierek, znaków czy choćby zebry? Niesłusznie, przecież Amsterdam to jedno z gniazd cywilizacji śmierci! Tam nie dba się o człowieka tak jak nad Wisłą.

Oczywiście amsterdamscy policjanci korzystają z rowerów i po torowiskach śmigają nie gorzej niż tramwaje.

Poniższy film pokazuje skrzyżowanie linii tramwajowej z całkiem intensywnym ruchem rowerowym i pieszym przy minimum oznakowania - można je dostrzec jedynie na jezdni.

Budapeszt

Warszawę łączy z Budapesztem więcej niż z resztą przywołanych tu miast (w sensie geograficznym i historycznym, nie politycznym), więc ten przykład powinien być szczególnie przekonujący.

Nie można zrzucać odpowiedzialności za bezpieczeństwo tylko na jedną grupę. Uświadomienie motorniczemu, że zbliża się do przejazdu rowerowego, jest równie ważne, a nawet ważniejsze niż ostrzeżenia dla cyklistów. Oni więcej widzą i lepiej słyszą.

Choć tramwaje wyjeżdżają z tunelu zakręcając, prosty odcinek przed przejazdem jest wystarczająco długi, aby zapewnić widoczność. Zwyczajnie zamiast kultywować dogmaty i straszyć masakrą cyklistów dostosowano organizację ruchu do warunków i potrzeb.

Podobnie jak w Strasbourgu za całe oznakowanie wystarcza miniaturowa wersja znaku ,,ustąp pierwszeństwa'' (tramwajom). I to w sytuacji, gdy w stronę rzeki ścieżka ma znaczny spadek i łatwo się rozpędzić, a z obu stron przed przejazdem gwałtownie zmienia się kierunek. Oznakowanie po lewej to międzynarodowy szlak Eurovelo 6.

Lepsze rozeznanie w funkcjonowaniu tego skrzyżowania daje poniższy film.

Wiedeń

Także w Wiedniu można spotkać wiele przykładów swobodnego krzyżowania się pasów i dróg rowerowych z torowiskami tramwajowymi.

Aby uniknąć posądzenia o naciąganie - pokażmy następne. To jedna z głównych tras rowerowych miasta - Gurtelradweg, w wielu miejscach przecina tory tramwajowe, nawet pod tak ostrym kątem.

Tu z kolei migawka z uczęszczanej trasy obwodowej Ring-Rund wokół ścisłego centrum.

Tu również rzuca się w oczy brak barierek i sygnalizatorów, oszczędność oznakowania oraz zupełnie wyrównany poziom nawierzchni na trasie ruchu pieszego i rowerowego. Jest to zarazem dobry przykład, jak dbać o spójność sieci: ciąg pieszo-rowerowy płynnie przechodzi w kontrapas.

Spojrzenie od drugiej strony.

Na tym przejeździe przez torowisko zainstalowano sygnalizatory ostrzegawcze.

Kiedy nadjeżdża tramwaj lub autobus - emitują pulsujący żółty sygnał, przez resztę czasu są wygaszone.

Dopełnieniem materiału niech będzie horror, w którym można zobaczyć jak niefrasobliwie wiedeńscy inżynierowie ruchu krzyżują drogi rowerowe z torami tramwajowymi, aby ruch na tych pierwszych mógł się odbywać sprawnie i szybko.

A wiedeńscy cykliści niefrasobliwie z tych tras korzystają cudem uchodząc z życiem, nieświadomi, że kolizja rowerzysty z tramwajem jest dla tego pierwszego zawsze fatalna w skutkach. To tylko migawka, osoby o mocnych nerwach mogą obejrzeć całość.

W artykule wykorzystano zdjęcia, filmy i obserwacje z wyjazdów w ramach projektu Volunteers of Cycling Academy [zobacz >>>] realizowanego w ramach programu Uczenie się przez całe życie – Grundtvig i finansowanego ze środków Unii Europejskiej.