Brukselskie śluzy rowerowe
W drugiej części relacji z Brukseli zajmiemy się śluzami rowerowymi, które w ostatnich latach rozpanoszyły się na ulicach tej stolicy niemal tak bardzo jak kontrapasy [zobacz >>>]. Do czego służy śluza rowerowa wyjaśnił już szczegółowo Marcin Jackowski, posługując się przykładami z Niemiec i Holandii [zobacz >>>]. Ja przypomnę tylko w skrócie, że chodzi o to, by ułatwić dekadenckim zachodnim cyklistom to, co tak wkurza kierowców pracujących polskich miast i wsi, tzn. omijanie (często mylnie określane wyprzedzaniem) czekających na czerwonym świetle samochodów i ustawianie się na pole position.
Najprostsza wersja śluzy – jeden pas ruchu samochodowego, jeden rowerowego, wysunięta linia zatrzymania dla rowerzystów.
A tak wygląda korzystanie ze śluzy. Pan w czerwonym nie musi stać w kolejce, obsługiwany jest poza kolejnością – bo jedzie na rowerze.
Śluza bez pasów filtrujących. Niezalecane, ale gdy naprawdę nie ma miejsca…
Tutaj, żeby wyznaczyć śluzy, trzeba było skrócić i tak krótkie pasy do skrętu w lewo. C’est la vie.
Strategiczne usytuowanie rowerzysty przed samochodami zapewnia jego dobrą widoczność lepiej niż pięć kamizelek odblaskowych.
Śluzy wyznaczane są także na szerszych drogach – tutaj przy trzech pasach ruchu w jedną stronę…
…przy czterech (na tzw. małej obwodnicy)…
…a tutaj nawet przy pięciu, z dwoma pasami filtrującymi dla rowerów.
Dwa pasy ruchu ogólnego, jeden pas autobusowy, dwa pasy rowerowe. I oczywiście śluza.