Jednemu objazd, drugiemu zawalidrogę
Nie tak dawno wskazywaliśmy, że naszych drogowców potrafi czasem przerosnąć zwykłe postawienie znaku [zobacz >>>]. Niestety, w czwartek okazało się, że nie mieliśmy do czynienia z przypadkiem odosobnionym.
Tym razem z okazji wytyczania objazdu dla aut, zablokowano całkowicie przejazd drogą rowerową znajdującą się na moście Świętokrzyskim. O wytyczeniu objazdu dla rowerzystów, albo chociażby o poinformowaniu rowerzystów o nieprzejezdności drogi już jednak „zapomniano”. Tym samym zmuszono rowerzystów do nielegalnej jazdy po chodniku (zjazd na jezdnię w tym miejscu jest niemożliwy z powodu barier energochłonnych).
W dodatku zawalidrogę ustawiono tak, by rowerzysta próbując wrócić na drogę rowerową z chodnika nadział się na niebezpieczny krawężnik pomiędzy nim, a drogą rowerową (niedawno pomalowany na ostrzegawczy żółty kolor w związku z wypadkami rowerzystów). Czyżby ZDM zatęsknił za płaceniem odszkodowań?
O niebezpieczeństwie w czwartek w godzinach popołudniowych powiadomiłem telefonicznie Pogotowie Drogowe ZDM. Pan przyjmujący zgłoszenie niechętnie, ale zadecydował się ustawienie feralnych znaków sprawdzić. Interwencji najwyraźniej nie podjęto, gdyż piątek o 11:00 wszystko dalej było zagrodzone.
Ponieważ ZDM przez prawie dobę nie był w stanie skorygować błędnego umiejscowienia znaków, postanowiłem w czynie społecznym pokazać, że sporą poprawę można osiągnąć szybko i bez ponoszenia kosztów. Oczywiście, najlepszą lokalizacją znaku byłoby postawienie go w ogóle poza drogą rowerową – na trawniku (tak jak znaki MSI widoczne w oddali), albo na jezdni na odpowiednio zabezpieczonym początku czwartego pasa ruchu (3 pasy ruchu na jeden kierunek wystarczą).
Pozostaje jednak pytanie: Skoro rowerzyści sami muszą poprawiać oczywiste wpadki drogowców i pracować za nieróbstwo ekip Pogotowia Drogowego ZDM, to po co stworzono te służby?