Al. Jerozolimskie do poprawki
Ostatnie tygodnie wakacji ZDM skwapliwie wykorzystuje na zrobienie możliwie dużej ilości konsultacji społecznych, zanim jeszcze mieszkańcy Warszawy mający coś do powiedzenia w sprawie remontów i inwestycji zdołają wrócić z wakacji. Ja akurat nie wyjeżdżałem i dzięki temu miałem okazję odwiedzić spotkanie dotyczące kolejnej już przebudowy ważnej miejskiej
arterii.
Tym razem (czwartek, 25 sierpnia) udaliśmy się do szkoły przy al. Jerozolimskich 202, by konsultować projekt właśnie al. Jerozolimskich. Konsultowany projekt obejmował tzw. „II etap przebudowy”, czyli odcinek od wiaduktu nad torami i stacją WKD Al. Jerozolimskie do skrzyżowania z ulicą Łopuszańską. Projekt zakładał dodanie po jednym pasie ruchu do każdej jezdni, budowę chodników, a także ścieżek rowerowych, a także wykonanie odwodnienia jezdni.
Ponieważ spotkanie konsultacyjne było robione w lato, to niestety prócz naszej ekipy rowerowej na spotkaniu pojawiły się jeszcze tylko trzy osoby. Ciężko zatem takie spotkanie nazwać poważnymi konsultacjami społecznymi – nie wierzę bowiem, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi jeżdżących tą ulicą
codziennie naprawdę nie ma nic do powiedzenia w sprawie jej przebudowy.
A gdy już mówimy o frekwencji na spotkaniu, należy wspomnieć o jednym. Z tych trzech osób spoza grona rowerzystów z Zielonego Mazowsza i Masy Krytycznej, dwie również przyjechały na rowerach właśnie po to, by mieć wpływ na ścieżki rowerowe w swojej okolicy! To powinno być wyraźnym sygnałem dla niektórych niedobudzonych w Urzędzie Miasta, że najwyższa już pora by problemem komunikacji rowerowej
zająć się na poważnie, tworząc politykę rowerową na wzór chociażby gdańskiej czy krakowskiej.
Zanim zdążyliśmy dosiąść się na dobre do rysunków technicznych, przedstawiła nam się prowadząca spotkanie pani B. Laszczkowska z ZDM. Pozostali organizatorzy konsultacji (jeszcze jedna pani z ZDM i pan Wykonawca z firmy
Strabag) postanowili jednak pozostać anonimowi i w ślady pani Laszczkowskiej nie poszli. Tradycyjnie też już nie pojawił się nikt z firmy projektującej (Baks), choć to może akurat wyszło na dobre, bo dzięki temu konsultacji nie
przerywał co chwile gromki krzyk zdenerwowanego projektanta: Co Wy tam wiecie! To ja jestem fachowiec, ja się znam!
Po chwili przyszedł jednak czas na oglądanie szkiców, rysunków projektowych i wypytywanie o szczegóły. Na niewątpliwy plus należy zaliczyć fakt, że ścieżki w ogóle są i to po obu stronach jezdni. Nie ma też schodów jak na
Rondzie Zesłańców Syberyjskich, ani bezsensownego przebiegu ścieżki zmieniającego co skrzyżowanie stronę jezdni jak na ulicy Jana Pawła II. Nie znalazłem też miejsca, gdzie ścieżka kończy się na 10 m przed skrzyżowaniem jak na Rondzie Starzyńskiego. Widać zatem, że „projektanci z
trzydziestoletnim stażem” potrafią się czasem jeszcze czegoś nowego nauczyć. Widać też, że jak się da nawet kiepskiemu projektantowi odpowiednio dużo miejsca na drogę to potrafi zmieścić nie jedną, ale aż dwie ścieżki rowerowe (po obu stronach jezdni).
Na tym jednak lista plusów dla Baksu się kończy, a zaczynają się drobne, acz bardzo ważne niedoróbki. Pierwszym i najważniejszym błędem projektu był przebieg ścieżki rowerowej po północnej stronie al. Jerozolimskich w
okolicach Makro. Jest tam bowiem droga techniczna z wjazdami właśnie na parking do Makro. Już teraz jest ona (droga techniczna) tak wyprofilowana, że omijające korek na al. Jerozolimskich auta wjeżdżają w nią z prędkościami
nierzadko sięgającymi 100 km/h. Niestety projektanci z Baksu wymyślili, że w poprzek tej właśnie drogi technicznej, na samym jej wlocie, umieszczą przejazd ścieżki rowerowej. Nietrudno jest sobie wyobrazić jakie szansę na przeżycie ma rowerzysta w spotkaniu z autem jadącym 100 km/h.
Widać, że ktoś, kto projektował ścieżkę nie ma pojęcia ani o specyfice ruchu rowerowego, ani tym bardziej o zachowaniach kierowców w tamtym miejscu. A przecież wystarczyłoby się tylko przejechać na miejsce projektowanej ścieżki i po 10 minutach już byłoby wiadomo, że taki przejazd bez uniemożliwienia kierowcom nagminnego łamania
prawa, to budowanie nowego czarnego punktu na mapie Warszawy. Jako rowerzyści zaproponowaliśmy kilka alternatywnych dla Baksowego przebiegów ścieżki – jeden nie wymagający dwukrotnego krzyżowania się z uliczką
techniczną, a dwa uspokajające ruch na niej (zmieniając profile łuków na wjazdach i dodając płytowe progi zwalniające których grzbietem poprowadzona
będzie ścieżka).
Drugi minus to (jak zwykle z resztą) nawierzchnia ścieżki – z nieśmiertelnej i znienawidzonej przez rowerzystów kostki bauma, która (jak wie każdy) jest droższa, mniej wytrzymała i bardziej niebezpieczna.
Tym razem tłumaczono się starym projektem (sprzed czasu, gdy pani Nelken obiecała rowerzystom asfalt na ścieżkach), infrastrukturą podziemną pod ścieżką, której broń Boże nie da się przenieść ani zalać asfaltem oraz tym podobnymi bredniami. Sugerowano nam nawet, że przepisy Rozporządzenia
Ministra Infrastruktury z 1999 roku zabraniają umieszczania infrastruktury pod jezdniami, co powoduje konieczność ich umieszczania pod ścieżkami rowerowymi (nie żeby tam były jeszcze chodniki i trawniki). Zapis o podobnym brzmieniu faktycznie istnieje, ale dotyczy dróg poza obszarem zabudowanym. Pogratulować znajomości prawa paniom z ZDM!
Trzeci kłopot z tym, co w projekcie, znajduje się po południowej stronie al. Jerozolimskich, tuż przy wiadukcie nad torami WKD. Jest to wjazd południowej ścieżki na wiadukt po poprowadzonej z ułańską fantazją istniejącej już pochylni na wiadukcie. Niestety w tym miejscu zabrakło 30 m ścieżki, a dodatkowo cały fragment ścieżki jest jednokierunkowy, co oczywiście problemu nie rozwiązuje. Zaproponowaliśmy zmianę przebiegu ścieżki, wydzielenie jej z jezdni i kilka innych wariantów rozwiązania problemu do wyboru.
Dodatkowo zwróciliśmy uwagę na dokładne oznakowanie, że ścieżka na tym fragmencie jest jednokierunkowa, gdyby faktycznie wariant jednokierunkowej ścieżki okazał się być jedynym możliwym do realizacji. W tej bowiem chwili
można nią legalnie pojechać w obu kierunkach włączając się później w ulicę techniczną pod prąd, a dalej już w Aleje Jerozolimskie (też pod prąd!). Ktoś po prostu zapomniał o stosownym oznakowaniu. Czym się mogą skończyć tego
typu przejawy sklerozy wspominać nie muszę, zwłaszcza, że na tej uliczce technicznej, ani tym bardziej na samych alejach Jerozolimskich auta powoli nie jeżdżą.
Czwarty i ostatni już zauważony przez nas problem to zakręty na ścieżkach. Niestety, nikt z biura projektowego Baks nie nauczył się jeszcze, że rowerzyści w odróżnieniu od pieszych poruszają się po łukach i wymagają nieco innych
zakrętów niż na chodnikach. Ten problem budził najmniej
kontrowersji i wiemy już teraz, że sprawa zostanie rozpatrzona pozytywnie.
Podsumowanie: spotkanie należy ocenić raczej pozytywnie. Był czas na dyskusje o szczegółach projektu, polemiki kostkowo-asfaltowe oraz zgłoszenie dokładnie wszystkich
niedoróbek. Teraz czekamy na ruch ZDM – al. Jerozolimskie mogą jeszcze być nie tylko drogą do Nieba, ale też drogą rowerową do pracy, szkoły, czy domu.