Od 20 lat Berlina nie dzieli już mur – czas pokonać hałas?
20 lat temu w Berlinie rozpoczęto rozbiórkę dzielącego go muru. Był to drugi, zaraz po wydarzeniach w Polsce, symboliczny element demontażu starego systemu i tzw. Bloku Wschodniego, zarazem kamień milowy na drodze do wolności i demokracji.
Od tego czasu Berlin bardzo się zmienił, otwierając się na ludzi i rozwijając komunikację miejską, przede wszystkim szynową i transport rowerowy. Pojęcie zmian i rozwoju, rozumiane nieco inaczej niż u nas, obejmuje także działania zmierzające do ograniczania emisji hałasu w porze nocnej.
W tym celu na bardzo wielu ulicach o gęstej zabudowie pojawiły się znaki ograniczenia prędkości do 30 km/h z tabliczką informującą o jego obowiązywaniu w godzinach od 22:00 do 6:00 i podpisem „Lärmschutz”, co znaczy „ochrona przed hałasem”.
Analizując dostępne w miastach techniczne środki ochrony przed hałasem należy stwierdzić, że praktycznie nie ma innej możliwości spełnienia wymagań środowiskowych, niż zdecydowane i realne zmniejszenie prędkości przejazdu, jeśli oczywiście ruch na danym odcinku ma być w ogóle utrzymany. Oznacza to tyle, że jeśli kierowcy mają zamiar z jakiejś ulicy korzystać, to muszą się pogodzić z myślą, że trzeba tam jechać wolno, zarówno obok własnego domu, jak i tam, gdzie mieszkają inni.
W tej sytuacji zdumiewające jest widoczne na wielu ulicach Warszawy wyregulowanie pracy sygnalizacji świetlnej w ten sposób, że płynna jazda możliwa jest jedynie z prędkością 70-80 km/h, zaś kierowcy przestrzegający obowiązującego ograniczenia do 50 km/h muszą się na każdym skrzyżowaniu zatrzymywać. Tym samym zarówno łamiący przepisy, jak i ci, którzy ich przestrzegają, poruszają się w trybie gwarantującym maksymalną możliwą emisję hałasu i zanieczyszczeń, gdyż wszyscy jadą albo za szybko, albo zbyt „dynamicznie”. Można zatem sądzić, że albo sterowanie ruchem w Warszawie jest kwestią przypadku, albo tzw. drogowcy nic nie wiedzą o przepisach unijnych na temat zagrożenia hałasem i pyłami, ewentualnie nie potrafią dostrzec oczywistego związku przyczynowo – skutkowego między poruszonymi powyżej zagadnieniami. To bardzo niepokojące, gdyż w milionowej aglomeracji tego typu sprawy nie mogą pozostawać w gestii czynników niekompetentnych lub leżeć zupełnie odłogiem.
W świetle powyższych spostrzeżeń absurdalne jest też obowiązujące w Polsce zwiększenie maksymalnej dozwolonej prędkości do 60 km/h w porze nocnej. W całej Europie obowiązują podobne przepisy, polegające na tym, że w nocy dopuszczalny jest mniejszy poziom hałasu niż za dnia. Jak widać na przykładzie Berlina, zgodnie z logiką idzie to w parze z nocnym ograniczeniem prędkości pojazdów. Tymczasem w Polsce jest dokładnie na odwrót, jakby w kraju nad Wisłą nie obowiązywały prawa fizyki i elementarna logika. To również bardzo niepokojące.
Reasumując, musimy uświadomić sobie oczywistą prawdę, którą streścimy w dwóch stwierdzeniach:
– Każdy z nas musi przyjąć do wiadomości, że według wszelkiego prawdopodobieństwa dzięki dziczy panującej na polskich drogach zarówno po stronie ich użytkowników, jak i projektantów oraz zarządców, tzw. motoryzacja wcześniej czy później wyśle nas wszystkich na tamten świat (inaczej: zabije) – jeśli nie w młodszym wieku wskutek wypadku na drodze, na przykład od nadmiernej prędkości w obszarze zabudowanym, to na pewno drastycznie skracając nam życie i pogarszając jego jakość z powodu nieuniknionego zapadnięcia na choroby wynikające ze skażenia powietrza i emisji hałasu. Jeśli sprawy rozwijać się będą podobnie, jak ma to miejsce w tej chwili, inne przyczyny przedwczesnych zgonów zejdą w statystykach na dalszy plan.
– Jeśli drogowcy i kierowcy nie opamiętają się, wkrótce (zgodnie z prawem) przebudowy i remonty ulic będą musiały polegać na ograniczaniu ruchu samochodów względnie ich zamykaniu dla ruchu w ogóle. O ile starania o sensowniejszą organizację ruchu jak na razie mają skutek mocno niezadowalający (strona internetowa i forum Zielonego Mazowsza są pełne negatywnych przykładów), to jednak każdy z nas może wziąć sprawę w swoje ręce i zrobić dwie bardzo proste rzeczy:
A. zacząć jeździć spokojnie i przestrzegać ograniczeń prędkości
B. zgłaszać władzom (w Warszawie – do Biura Drogownictwa i Komunikacji) wszystkie przypadki ustawienia sygnalizacji świetlnej na prędkość większą, niż dozwolona
Zalecenie z pkt. A proponujemy wprowadzić wobec siebie na próbę, w formie przedwakacyjnego zobowiązania albo w trosce o zapylenie powietrza w okresie letnim. W tym czasie obserwujmy, czy jeżdżąc spokojnie rzeczywiście aż tak wydłużamy czas dojazdu, ponadto zwracajmy uwagę (kto może) na odczyty zużycia paliwa, podejmując współzawodnictwo o jak najmniejsze wyniki. Po miesiącu podsumujmy także wydatki na stacji benzynowej i zastanówmy się, czy to się przypadkiem nie opłaca!
Powyższy trening przyda się także podczas wakacyjnego wyjazdu za granicę – w niektórych krajach przekraczanie prędkości jest surowo i od razu karane, zaś opisany wyżej styl jazdy można przyjąć za obowiązujący. Przykładowo, ostatnio w Danii dostrzeżono, że duża liczba polskich pracowników budowlanych w tym kraju, bardzo cenionych skądinąd za fachowość i solidność, przyczyniła się niestety do wzrostu liczby wypadków drogowych. Liczba ta około trzech lat temu spadła do rekordowo małej wartości, porównywalnej z latami 50. ubiegłego wieku (liczba ofiar śmiertelnych wahała się około 50 rocznie). Niestety, obecność kierowców z Polski zdecydowanie negatywnie wpłynęła na te osiągnięcia i w tej chwili każdy samochód z polską rejestracją cieszy się szczególną uwagą policji, która potrafi długo jechać za upatrzonym delikwentem, aż ten popełni jakieś wykroczenie. A w Kopenhadze do surowego ukarania wystarczy zignorowanie ograniczenia 30 km/h przed szkołą lub osiedlem mieszkaniowym albo nieustąpienie pierwszeństwa rowerzyście. Umiejętność jazdy z dozwoloną prędkością na pewno przyda się w takiej sytuacji i oszczędzi nam poważnych przykrości podczas letniego wyjazdu za granicę.