Braki widoczności widoczne do bólu
Liczba rowerzystów na warszawskich ulicach zdecydowanie rośnie. Niestety – ani infrastruktura drogowa, ani zwyczaje jej użytkowników nie stwarzają dobrych warunków dla większego udziału roweru w ruchu miejskim. Rodzi to pilną potrzebę działań prewencyjnych, aby ten wzrost nie odbił się na statystykach wypadków drogowych (już i tak zatrważających [zobacz >>>]).
Apelujemy więc nie tylko do Inżyniera Ruchu, ale też do wszystkich miejskich służb i instytucji o podjęcie tych działań.
Każdy wsiadający na rower może być ofiarą.
ROW-09-003-01
Do: Pan Janusz Galas
Inżynier Ruchu m. st. Warszawy
dotyczy: zagrożeń na drodze rowerowej w ciągu ul. Górczewskiej obok PKP Koło i zapobiegania podobnym zagrożeniom
Szanowny Panie!
Zwracamy się z prośbą o podjęcie działań w celu poprawy bezpieczeństwa rowerzystów na bardzo ruchliwej drodze rowerowej w ciągu ul. Górczewskiej obok PKP Koło. Występują tam dwa przejazdy z nadmiernie ograniczoną widocznością rowerzysta — kierowca (więcej o wymogu widoczności [zobacz >>>])
1. wyjazd z salonu samochodowego przy al. Prymasa,
2. połączenie z ulicą Sokołowską.
W obu wypadkach regularnie obserwuje się wymuszanie pierwszeństwa przez kierowców i blokowanie przejazdu, nawet w pierwszym przypadku, gdzie znak „Stop” nakazuje wyjeżdżającym z posesji zatrzymanie się i ustąpienie pierwszeństwa. Sugerujemy, aby odwrócić kierunek ruchu i przekształcić wyjazd z salonu samochodowego na jednokierunkowy wjazd.
Dla zilustrowania problemu, jego wagi i możliwych skutków przekazujemy w załączeniu dokumentację fotograficzną zaobserwowanego zdarzenia. Scena ta wystarczająco wymownie oddaje zwyczaje panujące na stołecznych ulicach i nastawienie do słabszych uczestników ruchu.
W uzupełnieniu warto jednak przypomnieć, że w sierpniu 2007 r. 39-letni mężczyzna zmarł w wyniku urazów głowy po upadku podczas próby wjechania rowerem na tarasującą drogę przeszkodę ziemną. Tak więc tragicznych skutków nie musi powodować bezpośrednia kolizja samochodu z rowerem. Wystarczy sama nagła utrata równowagi, szczególnie przy znacznej prędkości. Podobnie jak rozpaczliwa próba uniknięcia kolizji przy braku czasu na ocenę sytuacji wokół może spowodować zderzenie z przeszkodą w rodzaju słupa czy kosza, najechanie na wysoki krawężnik, słupek w skrajni (fot.1), pieszego lub innego rowerzystę.
Prosimy też, aby Biuro Inżyniera Ruchu nie poprzestało na interwencji we wskazanym miejscu, ale wystąpiło też z szerszą inicjatywą obserwacji i eliminacji podobnych zagrożeń, a także kształtowania postaw kierowców. W taką akcję powinni się włączyć zarządcy stołecznych dróg, policja i straż miejska. Istotnym (jeśli nie najcenniejszym) źródłem informacji o zagrożeniach może być społeczeństwo.
Dokumentacja fotograficzna
Fot. 1. Ilustracja braku widoczności ze strony rowerzysty. Słupek w skrajni to dodatkowe zagrożenie.
Fot. 2. Kierowca furgonetki zignorował znak Stop wymuszając pierwszeństwo na rowerzyście.
Beztrosko przejechał przez znaki P-11 i zatrzymał się dopiero na przejściu dla pieszych.
Fot. 3. Sytuacja chwilę później – starszy mężczyzna na rowerze zmuszony do gwałtownego hamowania, stracił równowagę i przewrócił się. Kierowca nie zainteresował się tym faktem.
Fot. 4. Rowerzysta ma poważne trudności z podniesieniem się po upadku. A gdyby wiózł dziecko w foteliku?
Od redakcji
Ul. Górczewska jest jedną z głównych arterii Woli. Ruchu rowerowego na takiej drodze nie można marginalizować. Należy zapewnić mu realne pierwszeństwo wraz z należytą prędkością i bezpieczeństwem.
Nie do przyjęcia jest spychanie wyłącznie na cyklistów odpowiedzialności za bezpieczeństwo, co często się zdarza w postaci poglądu, że to rowerzysta ma zwalniać i zachowywać ostrożność, nawet na drodze uprzywilejowanej przecinanej wyjazdami z posesji. Sprzyja temu kolejny
czynnik negatywny – dyskryminujący rowerzystów zapis Prawa o ruchu drogowym, niezgodny z Konwencją Wiedeńską [zobacz >>>].
W miejscach wskazanych w piśmie podłużne nachylenie drogi zagłębiającej się pod wiadukt kolejowy zachęca rowerzystów do szybkiej jazdy.
Jadąc od południowej strony mamy przed sobą kuszący spadek, a samochodów wyjeżdżających z ul. Sokołowskiej zupełnie nie widać.
Dodatkowo przeszkody w skrajni rozpraszają uwagę i odwracają ją od – jakże ważnej – dalszej perspektywy.
Chociaż oznakowanie jest jednoznaczne, to powyższa scena pokazuje, że w polskich warunkach ten środek organizacji ruchu nie wystarcza.
Co w takim razie zrobić? Pogodzić się z nagannymi przyzwyczajeniami niektórych kierowców – panów i władców na drodze? Czekać biernie na tragiczne skutki? Czy szukać innych sposobów poprawy bezpieczeństwa? Mamy nadzieję, że powyższe pismo wywoła tę drugą reakcję.