Miasto skolonizowane przez rower
Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć
— przekonywał kiedyś rzecznik ZDM Marek Woś.
Jeśli pana Wosia los rzuci do Kolonii i zobaczy, jak intensywnie używa się w niej rowerów, będzie musiał zmienić zdanie albo uznać jedno z najstarszych niemieckich miast za wieś.
W centrum Kolonii nie rzuca się w oczy duża ilość infrastruktury rowerowej (podobnie jak w Getyndze [zobacz >>>]). Wydzielonych ścieżek prawie nie ma.
Mimo to rower jest wszechobecnym środkiem transportu, nawet w połowie marca, kiedy pogoda bardzo kaprysi.
Sprzyja temu sieć ulic uspokojonych i pasy rowerowe, a przede wszystkim – bardzo liczne i masowo używane stojaki.
Wjazd rowerów dopuszczono na niektóre ciągi strefy pieszej.
Pas dla rowerów a la ścieżka.
A ten nie tylko w jezdni, ale nawet w tunelu (na dalszym planie).
Dopuszczenie ruchu rowerowego pod prąd bez kontrapasa. Tą ulicą już po zmroku przejeżdża kilka rowerów na minutę (jeden z nich pozostawił ślad na zdjęciu).
Einbahnstraße – ulica jednokierunkowa dla samochodów może być dwukierunkowa dla rowerów.
Taki stopień wykorzystania stojaków to tutejsza norma.
W wielu miejscach widzi się deficyt miejsc parkingowych.
Nic dziwnego, że tu i ówdzie trzeba było ograniczyć apetyt cyklistów na zostawianie pojazdów.
Nawet goście opery mogą parkować rowery (plac Oftenbajka, przepraszam, Offenbacha).
Oblepione rowerami są również terminale portu lotniczego Köln-Bonn (prosimy nie powtarzać Talibom, członkom Al-Kaidy i rzecznikom Metra Warszawskiego).
Oraz plac przed dworcem kolejowym – intermodalność kwitnie.
Obstawiony rowerami węzeł przesiadkowy Neumarkt. U góry dynamiczny rozkład jazdy w sporej odległości od przystanków.
Pod nim – obalenie mitów, jakoby poruszanie się na rowerze wymagało sportowego ubioru, specjalnego obuwia i krzepy nastolatka.
Tę panią (pochyloną na drugim planie), zanim podeszła odpiąć rower, też trudno byłoby zakwalifikować jako rowerzystkę – oczywiście myśląc stereotypami powszechnymi w naszej skostniałej i zapyziałej moto-zaściankowej rzeczywistości przypisującej cyklistom różne całkowicie zbędne atrybuty.
Potencjalnym rowerzystą jest prawie każdy z nas. Jednak to, czy ów potencjał najefektywniejszego transportu urzeczywistnimy, zależy w niewielkim stopniu od cech i elementów osobistych, zaś przede wszystkim od zewnętrznych warunków i otoczenia, które powinno w tym pomagać, a przynajmniej nie przeszkadzać.
W Polsce wyolbrzymianie uwarunkowań nie grających de facto żadnej roli nie jest chyba przypadkowe.
Pozwala odwrócić uwagę od czynników istotnych, aby się nie narobić przy ich stymulowaniu.
Zamiast dostosowywać otoczenie do potrzeb ludzi, wmawia się im, że nie dadzą rady, ośmieszą się i pobrudzą, stracą zdrowie i zniszczą ubranie. Warszawa to nie wieś, tu jest za zimno, za mokro, za sucho i za gorąco. Tu do szczęścia potrzeba obwodnic i autostrad!
Wystarczy parę godzin w Kolonii, by te polskie mity włożyć między bajki (as well as beetween the bikes).
I jak tu się w niej nie zakochać?
CDN, a tymczasem polecamy poprzednie relacje z Kolonii [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>] i przykłady do naśladowania z Niemiec [zobacz >>>].