Kobiety na rowery
Nie straszny im deszcz, śnieg i agresywni kierowcy. A jeśli coś się w rowerze zepsuje, zreperują same.
Sophie: ktoś powie „świr”
– Używam roweru na takiej zasadzie jak gospodyni wiejska jadąca do sklepu po chleb i ziemniaki. To nie lans, podryw, to optymalny, cywilizowany środek lokomocji, a przede wszystkim super frajda! – mówi Sophie Kumpera, pół-Polka, graficzka i projektantka. W Warszawie mieszka od 1987 r. Przyjechała na studia na ASP.
– W ramach wymiany studenckiej z krajami Trzeciego Świata! Miałam obywatelstwo brazylijskie – precyzuje. – Wtedy po Warszawie jeździło bardzo mało rowerów.
Osiem lat temu kupiła składaka i odtąd rower to jej główny środek transportu. Wozi nim nawet wodę oligoceńską i koty do weterynarza.
– Przypinałam go na noc do okna piwnicznego, za ogrodzeniem. Ktoś ukradł, rower za 60 zł! Teraz jeżdżę tanią damką z giełdy w Słomczynie, a zapięcie mam za połowę jej ceny. Absurd – narzeka. – Kiedy trzymałam rower na klatce, zarząd wspólnoty upominał mnie, że „burzy estetykę“. Tymczasem sąsiad wyciął trzy drzewa, żeby zrobić sobie na podwórku miejsce parkingowe.
Cyklistka skarży się na to, co wszyscy: agresywni kierowcy, za mało ścieżek rowerowych. Najbardziej śmieszą ją ścieżki-rogale, np. na ul. Puławskiej i Mickiewicza. 15 metrów po łuku i koniec. No i dziury w asfalcie, w chodnikach.
– Kolega kupił rower, który okazał się w Warszawie kompletnie bezużyteczny, bo ma za cienkie opony – opowiada Sophie. – I co zrobił? Dokupił stojak i pedałuje w salonie, patrząc w telewizor.
Plusy jazdy po Warszawie? Rower można przewozić za friko w metrze.
Jeździ w kasku.
– Kiedyś taki biały piesek wyskoczył mi pod koła i się wywaliłam w klomb. Właściciel pieska, który siedział w lansiarskiej knajpie wpatrzony w swojego Maca, w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Wtedy kupiłam kask. Wyglądam jak Mały Powstaniec – demonstruje. – Na Masie Powstańczej jakiś facet powiedział: „jaka pani tematyczna“.
Sophie stara się nie przegapić żadnej Masy Krytycznej.
– Bo to jedyny moment, kiedy rowerzyści czują się zaakceptowani, swobodni, bezpieczni – mówi. – Bo na co dzień piesi wrzeszczą na nas, a jazda ulicą grozi śmiercią. Jeszcze jak ktoś ma wypasiony rower i strój, to się go traktuje z respektem.
Zimą jeździ tylko po chodnikach.
– Wystarczy się ciepło ubrać. Wskazana czapka-kominiarka. Po śniegu bardzo fajnie się jeździ, oczywiście pod warunkiem, że jest go mało – uważa.
Rower to element stylu życia Sophie Kumpery, przyjaznego wobec środowiska.
– Prowadzę gospodarstwo ekologiczne w mieście. Na balkonie, na 3 m2 uprawiam różne rodzaje sałaty, pomidory, koperek. Nie używam chemii. Do pralki wrzucam „ekologiczną kulę do prania” zamiast proszku. Nie jem mięsa, bo emisja CO2 z jego produkcji jest większa niż ze spalin – wylicza. – Ktoś powie: świr. Ale ja po prostu chcę żyć w zgodzie z naturą, zamiast uczestniczyć w scenach apokaliptycznych, które codziennie rano i wieczorem rozgrywają się na ulicach. Samochody stoją, hałas, smród, dym. I kiedy przejeżdżam obok, zastanawiam się, czy tym, którzy siedzą w tych samochodach i słuchają audiobooków, zapali się jakaś lampka na mój widok. Byłoby dobrze, gdyby ludzie częściej wyjmowali leniwe tyłki z aut.
Zosia: dziewczyny nie boją się narzędzi
– Jestem niecierpliwa i nie znoszę czekać na autobus – śmieje się Zosia Nawrocka. Kończy pisać pracę magisterską o przemocy seksualnej w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Na rowerze jeździ od kiedy pamięta. Teraz na szosowym.
– Zawsze bardzo chciałam nauczyć się reperować rower – mówi. – Jeśli to twój podstawowy środek transportu, nie możesz sobie pozwolić, że wsiadasz na niego rano, a tu flak. Albo że musisz go oddać do warsztatu i w sezonie tracić dwa tygodnie.
Zosia postanowiła zorganizować warsztaty naprawy rowerów dla kobiet. Okazało się, że zgłoszeń było pięć razy więcej niż miejsc. Od kobiet w wieku od kilkunastu do 60 lat. Tak powstał projekt „Zębatka“. Bez pieniędzy, bo nie udało się dostać dotacji. Sponsorzy użyczają narzędzi, ale brakuje na opłacenie lokalu.
Idea „Zębatki” polega na przełamywaniu oporu przed próbowaniem samodzielnych napraw, który kobiety wynoszą z socjalizacji. Dlatego to kobiety prowadzą warsztaty.
– Chciałam uniknąć sytuacji, że prowadzący będzie mówił: „Włóż śrubeczkę, kochanie“ i zabierał narzędzia z rąk. Zajęcia mają być równościowe, partnerskie – opowiada. – Szukałam dziewczyn, które nie boją się narzędzi. Znalazłam Olę, Natalia się zgłosiła. Przed każdymi zajęciami robimy sobie jeszcze kursy doszkalające w zaprzyjaźnionych warsztatach.
„Zębatkę“ realizuje wspólnie z kolektywem kobiecym UFA, w jego siedzibie w Al. Niepodległości 82. Uczestniczki pracują na własnych rowerach w podgrupach (miejskie i składaki oraz górskie i szosowe). Nauczyły się już zmieniać dętkę i odkręcać oba koła, a z tylnym to nie zawsze taka prosta sprawa.
– Teraz przerabiamy hamulce. Potem przerzutki, konserwacja. Chcemy też zająć się bardziej skomplikowanymi naprawami, np. centrowaniem koła – mówi Zosia. Poza zajęciami praktycznymi w ramach Zębatki odbywać się będą otwarte dla wszystkich podwieczorki rowerowo-filmowe i wykłady, np. na temat ostrego koła, popularnego m.in. w kulturze kurierów rowerowych. W takim rowerze tylne koło obraca się razem z pedałami, więc nie można przestać pedałować. Można za to jechać do tyłu albo stać bez podparcia. Po wykładzie będzie można spróbować. Dziewczyny z Zębatki chcą też wyprodukować poradniki filmowe, a także znak jakości, który można by było przyznawać serwisom rowerowym przyjaznym kobietom.
– Ludzie zaczynają być świadomi, że rower to świetne rozwiązanie do miasta. Pojawia się coraz więcej serwisów, sklepów, giełd i kawiarni rowerowych jak OSiR, gdzie można napompować dętkę. Kręci się w tym temacie, ale skoro tak łatwo potrafię wymienić te miejsca, to znaczy, że jest ich ciągle mało. Przed urzędami wciąż trzeba przypinać rower do znaku zakaz parkowania, a jazda po ulicy… Raz na moście Poniatowskiego samochód przejechał tak blisko, że musnął mnie lusterkiem – wspomina Zosia. – Ale są i tacy, którzy zwalniają, pozwalają włączyć się do ruchu. Pewnie to ci, którzy sami jeżdżą na rowerach. Ja np. pracuję jako kierowczyni. Raz w tygodniu rozwożę glinę do przedszkoli i jestem zawsze miła dla rowerzystów.
Zosia jest pod wrażeniem Kopenhagi.
– Tam ludzie naprawdę jeżdżą na rowerach. Nawet gdy kupują pralkę albo odwożą mamę do szpitala, nie jadą samochodem, tylko rowerem z przyczepką – mówi. – Trzeba naciskać na władze. Ten temat poruszymy na wykładach.
Więcej informacji o projekcie Zębatka
Na stronie:
www.u-f-a.pl
Na Facebooku:
www.facebook.com/pages/Projekt-Zebatka