O ochronie Lasu Bielańskiego bez przemilczeń – część II
W pierwszej części polemiki z artykułem „Kto chroni rezerwat przyrody Las Bielański” [zobacz >>>] przypomniałem, że w choć fundamentalną rolę w powstaniu rezerwatu odegrały wartości społeczne, dziś są bagatelizowane. Zachowania bywalców Lasu pozostawiają wiele do życzenia, ale władze także nie troszczą się o unikalny rezerwat należycie, czego przykłady podałem miesiąc temu. Co jeszcze w ich podejściu należałoby zmienić, zwłaszcza jeśli rzeczniczka RDOŚ – instytucji w największym stopniu odpowiedzialnej za Las – udziela reprymendy odwiedzającym go mieszkańcom?
Zaniedbania zarządców Lasu Bielańskiego
W Lesie poruszamy się po wyznaczonych szlakach, nie tworzymy nowych!
– akcentuje Agata Antonowicz we wspomnianym tekście. To skądinąd słuszne wezwanie i idącą jeszcze dalej redukcję sieci leśnych szlaków warto zestawić z praktyką LMW (a wcześniej ZOM). Zaniedbania w usuwaniu pni i konarów zalegających na ścieżkach stały się tradycją od dwóch dekad [zobacz >>>], kilkanaście lat, zanim zamiar likwidacji części alejek dostarczył pretekstu do zaniechania troski o nie.
Przestałem już liczyć takie miejsca jak to na zdjęciu. Widać na nim na wprost przebieg ścieżki, którą zatarasował przewrócony dąb, a po prawej zniszczenie ściółki podczas omijania przeszkody. Czy to niesforni ludzie, czy może jednak bezczynność zarządcy Lasu powoduje takie zniszczenia i zachęca do chodzenia, gdzie dusza zapragnie?
Omawiając podejście instytucji odpowiedzialnych za Las nie sposób pominąć łamania przez nie ustawowego zakazu wjazdu samochodów do rezerwatu. Choć nie są to przypadki częste, to jednak mocno demoralizujące i szkodliwe. Beczkowóz obsługujący toaletę przez dłuższy czas niszczył alejkę na przedłużeniu Kamedulskiej w stronę Wrzeciona.
Zdjęcie z marca 2007 r. pokazuje zarówno sam pojazd, jak i zdewastowaną przez niego ścieżkę (więcej w artykule [zobacz >>>]). Pod naciskiem ZM zaprzestano tego, ale nadal stosuje się półciężarówki do opróżniania koszy na śmiecie.
Oto jedna z nich sfotografowana podczas wywozu śmieci przy wejściu od ul. Podleśnej. Czy naprawdę nie da się firmie świadczącej takie usługi postawić warunku używania wózków elektrycznych czy riksz? Czy zlecającemu je wygoda wykonawcy nie przesłoniła obowiązującego prawa, wartości społecznych i przyrodniczych?
Problem motoryzacji widać zwłaszcza na ul. Dewajtis, obok wielu innych – na tyle ważnych i obszernych, że o tej ulicy napiszę oddzielnie.
Za dużo hałasu, za mało informacji
Tablice przy wejściach do Lasu informują o zakazie hałasowania. Niejedna osoba szukająca w nim ciszy i spokoju doświadcza dysonansu, gdy w pogodne dni co kilka minut powietrze przeszywa nieznośny warkot samolotów z lotniska Babice oblatujących Bielany [zobacz >>>].Wytyczenie tzw. kręgu nadlotniskowego przez środek rezerwatu ustawowo chronionego przed hałasem to istne kuriozum godzące w jedną z głównych wartości społecznych Lasu – jego klimat akustyczny. Prezydent Warszawy dopiero w 2019 roku, po latach nacisków społecznych [zobacz >>>] nakazał lotnisku ograniczenie liczby lotów szkoleniowych, jednak odwołanie lotniska od tej decyzji do dzisiaj wstrzymuje jej wykonanie. RDOŚ i GDOŚ znają problem [zobacz >>>], ale zupełnie umywają ręce, co może nie powinno dziwić. Łatwiej zamykać leśne ścieżki niż zmierzyć się z wpływowym lobby szkół lotniczych, z których pośrednio czerpie zyski także MSWiA. Hałaśliwe i przez to bezprawne juvenalia na UKSW udało się wprawdzie wyplenić 13 lat temu dzięki akcjom społecznych [zobacz >>>], ale tradycję zanieczyszczania Lasu decybelami kontynuuje AWF. Organizowane na jego terenie imprezy słychać niekiedy nawet nad Wisłą.
Miłośnicy Lasu od wielu lat postulują wzmocnienie przekazu informacyjnego na temat jego wartości i wymogach ochrony wraz z ich uzasadnieniem. Pozyskanie dla Lasu świadomych sprzymierzeńców jest skuteczniejsze niż nakładanie bezdusznych zakazów. Społecznicy organizowali własnym sumptem akcje w terenie i źródła wiedzy w internecie (np. godna polecenia strona
lasbielanski.waw.pl
). Nie zastąpi to jednak poważnej kampanii, którą sfinansować mogą tylko właściwe instytucje. One jednak nie wykazywały w tej dziedzinie większej aktywności [zobacz >>>]. Nawet tak prosty i podstawowy środek oddziaływania jak tablice informacyjne pozostawiał wiele do życzenia.
Jeszcze 3 lata temu na planach wszystkich tablic znajdował się… plac zabaw nieistniejący od 1983 roku, a schemat ścieżek niewiele miał wspólnego z rzeczywistością, co pokazuje archiwalne zdjęcie takiej (dez)informacyjnej tablicy. Nie trzeba tłumaczyć, jak to świadczy o zarządcy Lasu w oczach zdezorientowanych mieszkańców.
Ponieważ wiele osób wchodzi do rezerwatu z terenu AWF, także z psami, postulowaliśmy umieszczenie przy tych przejściach informacji o ograniczeniach. Postulat od… 15 lat nie doczekał się realizacji, ale rzeczniczka RDOŚ ubolewa nad losem saren zagryzanych przez psy.
Na koniec wrócę do wartości społecznych, które zgodnie z aktem prawnym ustanowienia rezerwatu powinny przyświecać wszystkim dotyczącym go decyzjom i działaniom. Kwestia zapewnienia wygodnych wejść do Lasu z pozoru może wydać się przyziemna i błaha. A przecież jest niezwykle istotna – decyduje o tym, czy wchodząc do tej oazy czujemy się jak poważnie traktowany gość i partner, czy może raczej jak intruz i persona non grata.
Poprzestanę na najbardziej jaskrawym przykładzie wejścia od ul. Podleśnej przy Klaudyny. W tym „przesmyku” szerokim na zaledwie 74 cm nawet sprawny rowerzysta czy biegacz może doznać bolesnego urazu. Jak poradzi sobie w nim przyczepka z dzieckiem szeroka na 80 cm czy jeszcze szerszy wózek z bliźniakami? Jakie świadectwo nastawienia do społeczeństwa i jego potrzeb wystawia sobie instytucja odpowiedzialna za tę – zgłoszoną… 12 lat temu [zobacz >>>] – sytuację?
Podsumowanie
Zdaję sobie sprawę, że moja polemika może wydać się dość monotonna, niezbyt optymistyczna i części urzędników nie przypadnie do gustu. Opisuje jednak bez przemilczeń rzeczywistość zarządzania Lasem i jego społeczny odbiór, od którego RDOŚ, LMW i inne instytucje nie powinny uciekać. Podstawą naprawy każdej sytuacji musi być rzetelna i krytyczna diagnoza, której w artykule Agaty Antonowicz zabrakło. Można decydować o przyszłości Lasu metodami myślącego życzeniowo autokraty, który wie najlepiej, gdzie postawić barierę, a potem załamywać ręce, bo ktoś tę barierę zniszczył. Ale można też nie traktować obywateli jak wrogów, lecz zobaczyć w nich partnerów i szukać kompromisowych decyzji drogą dialogu. Choć w przeszłości dominowała marginalizacja strony społecznej, mam nadzieję, że to drugie podejście nadal jest możliwe. I ona przyświecała mi przy pisaniu tego tekstu.
Kto zatem ma chronić rezerwat przyrody Las Bielański? Choć jest to obowiązek nas wszystkich, to nie rozkłada się w równym stopniu na każdego. Ustawa o ochronie przyrody w art. 4 nakazuje dbałość o przyrodę osobom fizycznym, ale w pierwszej kolejności jednak organom administracji. To na nich, a nie na szarych obywatelach, ciąży obowiązek zapewnienia warunków prawnych, organizacyjnych i finansowych dla ochrony przyrody. Nie powinny więc od tej odpowiedzialności uciekać i przerzucać jej na społeczeństwo. Tyle podstaw prawnych. Warto też spojrzeć na sprawę przez pryzmat dobrych obyczajów. Zanim urzędy udzielą nagany obywatelom, dobrze by było, aby same dały przykład samokrytycyzmu. Analizując własne popełniane w przeszłości błędy można zapobiec ich powielaniu w przyszłości. Poprzestanie na oskarżaniu innych i wybielaniu siebie nie skłania do współodpowiedzialności, a wizerunkowo działa na krótką metę.
PS. Zainteresowanych ochroną Lasu Bielańskiego zapraszam na stronę Zielonego Mazowsza [zobacz >>>]. Można tam znaleźć wiele innych informacji, na które tutaj nie starczyło miejsca. A także pełną wersję pierwszej części artykułu z bardzo istotną mapą i zdjęciami, które niestety pominięto w druku wrześniowego wydania NB.