Kto obroni bielańskie sarny?
Apel do policji, straży miejskiej i Lasów Miejskich
Szanowni Państwo
Piszę w sprawie patroli w Lesie Bielańskim, a raczej ich kompletnego braku.
Od kilku miesięcy biegam w Lesie Bielańskim, od strony Podleśnej, od Marymonckiej, przy Dewajtis, a nawet zapuszczam się pod most Północny. Biegam dość regularnie, kilka razy w tygodniu w godzinach rannych. I jeszcze nigdy nie spotkałem żadnego, dosłownie żadnego patrolu. Ani Policji, ani Straży Miejskiej, ani żadnej służby leśnej.
Dziwi mnie to bardzo, bo ostatnio można w Lesie zaobserwować coraz więcej psów spuszczonych ze smyczy, bezdomnych kręcących się alejkami, rowerzystów jeżdżących poza wyznaczonymi szlakami, a także pozostałości po libacjach alkoholowych (szczególnie od strony Marymonckiej).
Dzisiejsza sytuacja jaką zaobserwowałem w Lesie od strony Podleśnej szczególnie mnie wzburzyła. Wbiegłem do Lasu wejściem na rogu ulicy Podleśnej i Klaudyny około godziny ósmej rano. I tuż przy wejściu na ścieżce natknąłem się na trzy sarny, dwie młode i jedną większą. To nie jest moje pierwsze spotkanie z dziką zwierzyną, bo jak się biega dość regularnie można spotkać sporo zwierząt. Ale pierwszy raz widziałem sarny, które zapuściły się tak blisko ulicy Podleśnej.
Sarny szybko zniknęły w lesie, a ja pobiegłem dalej. Ale gdy wracałem, po jakichś 40 minutach, natknąłem się dokładnie w tym samym miejscu na trzy spuszczone ze smyczy psy: owczarka niemieckiego, labradora i coś podobnego do doga. Nie muszę oczywiście wspominać, że żaden z nich nie miał kagańca.
Na zwróconą jednej Pani uwagę, że wogóle nie wolno tu wchodzić z psami, a jeżeli już to powinny być na smyczy, starsza Pani odpowiedziała, że wcale takiego obowiązku nie ma, a zresztą ona na wszelki wypadek ma smycz w ręku.
Niestety winę za taki stan świadomości, oprócz oczywiście samych właścicieli, ponoszą służby, które nie fatygują się do odwiedzania takich miejsc jak na przykład Las Bielański. Jest to powód absolutnego poczucia bezkarności tych ludzi, ale i nie tylko ich, również innych amatorów łamania prawa, czyli imprezowania pod chmurką, śmiecenia itd.
Bardzo proszę, a raczej żądam i domagam się, wprowadzenia patroli w Lesie Bielańskim i najbliższej mu okolicy dopóki jest to miejsce unikalne i nieskażone. Bo jeżeli teraz nie zadbamy o nie, zmieni się w zwykły, rozjeżdżony przez rowery, zanieczyszczony przez psy i ludzi, zwykły miejski park.
Z poważaniem
Michał Kubik
Do wiadomości: Zielone Mazowsze
Od redakcji
Choć opisane w liście problemy nie są nowe [zobacz >>>] [zobacz >>>], ze strony władz nie widać nawet prób ich rozwiązania.
Sześć lat temu proponowaliśmy administracji Lasu zorganizowanie przy współpracy ZOM, straży miejskiej, policji, LOP i innych zainteresowanych podmiotów patroli społecznych, które przynajmniej okresowo kontrolowałyby na rowerach teren leśny i zapobiegały niewłaściwym zachowaniom odwiedzających. Zadeklarowaliśmy udział w takich działaniach [zobacz >>>]. Ani ZOM, ani żadna inna instytucja nigdy nie odniosła się do tej propozycji. Łatwiej było ustanowić martwe zakazy i spocząć na laurach.
W 2008 roku oferowaliśmy urzędowi dzielnicy Bielany opracowanie ulotki informującej o wartości Lasu Bielańskiego i zasadach obowiązujących na jego terenie [zobacz >>>]. Urząd nie skorzystał z propozycji darmowego przygotowania jej treści, projektu i składu.
Trzy lata temu w naszym piśmie do Lasów Miejskich znalazł się m.in. wniosek o zrewidowanie treści tablic informacyjnych poprzez dodanie przekonujących informacji o powodach niektórych zakazów [zobacz >>>]. Ten apel również został zignorowany [zobacz >>>].
Skutki zaniedbań w utrzymaniu Lasu [zobacz >>>] i braku nadzoru postępują.
W epoce PRL można było w Lesie Bielańskim spotkać milicjantów, a ówcześni decydenci potrafili zrozumieć i wcielić w życie postulat rezygnacji ze zgubnych dla rezerwatu planów przecięcia go Wisłostradą [zobacz >>>]. ,,Za komuny” istniała i działała skutecznie także na Bielanach Straż Ochrony Przyrody – rozwiązana w 2001 r. Młodsi czytelnicy mogą przeczytać więcej o tej formacji w Wikipedii.
Wolna Polska wydaje bezcenny, jedyny pozostały fragment Puszczy Mazowieckiej na pastwę samochodów i psów.