Zabytek uznany za zbytek
Mija rok od delegalizacji dojścia do zabytkowej wieżycy (wentylatora) kolektora w Lesie Bielańskim. Ten zbudowany w początkach XX wieku intrygujący obiekt został formalnie odcięty od świata. Urzędnicy RDOŚ najwyraźniej zapomnieli o jego istnieniu i skasowali przy biurku wszystkie biegnące obok leśne ścieżki. Inne leżą na tyle daleko, że wieży nie da się dostrzec nawet przez lornetkę.
Zabrany ludziom, niepotrzebny naturze
Wieża przez ponad 100 lat pełniła rolę otworu rewizyjnego. I pełni ją nadal. Kilka metrów pod ziemią biegnie wciąż czynny kolektor ściekowy. Ciekawe jak RDOŚ wyobraża sobie monitorowanie jej stanu i wykorzystywanie do inspekcji podziemnej części instalacji. Czy uważa, że niszczejąca przecież, leciwa elewacja nie będzie wymagać naprawy? A jeśli zajdzie przy tym potrzeba użycia cięższego sprzętu i dowozu materiałów, a alejki do tego czasu zarosną?
Obiekt jest od 8 lat wpisany do rejestru zabytków. Na dowód cytujemy poniżej stosowny fragment gminnej ewidencji zabytków prowadzonej przez Stołecznego Konserwatora Zabytków.
LP | ID | Obiekt | Nazwa historyczna obiektu | Adres | Data zarządzenia włączającego | Karta ewidencyjna |
---|---|---|---|---|---|---|
346 | BIE03897 | wieża wentylacyjna | Główny kolektor kanalizacyjny – wieżyczka wentylacyjna w Lesie Bielańskim | Bielany | 2014-06-09 | TAK |
Zapewne ze względu na koszty zrezygnowano z zagradzania ścieżek. Wkopano na nich drewniane paliki z zakazem wstępu w postaci takiej małej tabliczki.
Przed następstwami arbitralnych decyzji RDOŚ o wymazaniu z mapy prawie połowy ścieżek.
ostrzegaliśmy w zeszłorocznej polemice z jego rzeczniczką [zobacz >>>] [zobacz >>>]. Zobaczmy, jak wygląda Las po ich wdrożeniu i ku czemu zmierza pod tymi ,,rządami silnej ręki”.
Po linii najmniejszego oporu
Oficjalnie jako powód drastycznego okrojenia sieci ścieżek Lasu Bielańskiego podaje się oczywiście ogólnikową troskę o faunę i florę. Troski tej jednak brakowało przez lata, gdy nie tylko tolerowano liczne zagrożenia [zobacz >>>], ale i przyzwalano na degradacje [zobacz >>>] i wręcz dotowano je z publicznych pieniędzy [zobacz >>>] [zobacz >>>].
Poza ogólnikami RDOŚ nigdy nie przedstawił analiz, w których ilościowo i jakościowo opisane zagrożenia i środki zaradcze uzasadniałyby adekwatność i skuteczność tych ostatnich. Plan ochrony wcale nie zawiera analizy zagrożeń [zobacz >>>] [zobacz >>>], mimo że logika ją nakazuje, a prawo wymaga. W drastyczności wprowadzonych ograniczeń można dostrzec z jednej strony autorytarną uznaniowość, ale z drugiej także próbę odreagowania własnej bezradności.
Pewną rolę mogła też odegrać skłonność do chodzenia na łatwiznę. Widoczne na tym zdjęciu martwe drzewa nachylone nad ścieżką kiedyś przewrócą się całkowicie i zatarasują ją. Po co zaprzątać sobie głowę sprzątaniem takich przeszkód, skoro można pozbyć się problemu zamykając ścieżkę?
Takie wygodnictwo zarządcy Lasu widać od ponad 20 lat. Żadna instytucja nie dostrzegła dewastacji towarzyszącej nieusuwaniu pni tarasujących ścieżki (na zdjęciu widać ją po prawej stronie, a pierwotny przebieg wskazują jasne linie).
Dewastacji ścieżek przez samochody (głównie odbierające śmiecie z koszy) także nie zauważono, a wręcz przyzwala się na nią, mimo że ustawa zakazuje w rezerwacie ruchu samochodowego. Urzędnicy bardzo skwapliwie za to przypisują zniszczenia rowerzystom zrównując wszystkich w dół do nielicznej lecz aktywnej grupy wandali na rowerach górskich.
Karanie większości za grzechy mniejszości
Zagradzanie głównych traktów znanych bywalcom Lasu od kilkudziesięciu lat spotkało się w kilku miejscach z drastyczną reakcją. Ktoś wyciął lub zdemontował poziome żerdzie.
Ten powtarzający się społeczny odpór nie skłonił jednak urzędników zarządzających przyrodą zza biurka do przemyślenia i wycofania się z absurdalnie aspołecznych działań. Z odtwarzania wygrodzeń zrezygnowano, ale chęć wystawiania prawa i urzędniczych decyzji na pośmiewisko pozostała.
Obecnie przybrała formę nierespektowanych przez nikogo tabliczek na środku (niegdyś głównych) ścieżek.
Na nich jeszcze łatwiej odreagować sprzeciw wobec tych aspołecznych działań. Nie pochwalamy takich ,,samosądów”, ale mechanizmy prowadzące do nich łatwo zrozumieć, a więc i przewidzieć je zawczasu.
Przez 20 lat obserwowaliśmy nieskuteczność i nieegzekwowanie zakazów obowiązujących w Lesie Bielańskim [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>] [zobacz >>>]. Zamiast przemyśleć, dlaczego tak się dzieje i jakie skutki powoduje, urzędnicy uznali, że będą dalej zaostrzać zakazy, jakby one były celem, a nie środkiem do celu.
Na koniec mocna kandydatka do numeru jeden w rankingu na najbardziej absurdalną z leśnobielańskich tabliczek. Wyłącza z ruchu raptem 50 metrów dojścia do furtki w ogrodzeniu AWF widocznej w głębi (zazn. strzałką). Co ciekawe – idąc z przeciwnej strony… na żaden zakaz nie natrafimy, choć wejście to jest uczęszczane niemal jak te od Podleśnej czy Marymonckiej. Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł łudzić się, że zakaz wstępu będzie tutaj respektowany?
Wartości społeczne – zapomniany fundament
Przez swe położenie w obrębie miasta Las Bielański nabiera wartości społecznych – co najmniej tak samo istotnych jak pozostałe – przyrodnicze czy krajobrazowe. Dlaczego ta oczywista prawda jest tak uporczywie ignorowana?
O ile organy ochrony środowiska tworzące 50 lat temu rezerwat miały świadomość, jak wiele jego obszar znaczy dla okolicznej ludności, o tyle ich obecne odpowiedniki (z RDOŚ na czele) zupełnie ten aspekt lekceważą. Jakby nie chciały przyjąć do wiadomości, że w 1973 r. powołano rezerwat nie precyzując nawet konkretnych walorów przyrodniczych, lecz uzasadniając to koniecznością zachowania wartości społecznych i krajobrazowych
[zobacz >>>]. Pomijanie społecznej roli Lasu Bielańskiego zauważalne w decyzjach ostatnich lat jest więc nie tylko nieroztropne i szkodliwe, ale zwyczajnie bezprawne z racji sprzeczności z zasadniczym aktem prawnym.
Można udawać ochronę przyrody na papierze. W alternatywnym wyimaginowanym świecie nanosić na mapy linie i znaki, a potem przyjmując je za rzeczywistość uznawać może i szczytne, lecz wydumane cele za osiągnięte. Takie podejście nie przynosi przyrodzie pożytku. Jest też szkodliwe społecznie. Ośmiesza przepisy i ich cele, demoralizuje i znieczula. Kreuje w społeczeństwie obojętność zamiast współodpowiedzialności i wrogów zamiast sojuszników. Nie tędy droga do prawdziwej ochrony środowiska.
Zobacz też
Dlaczego RDOŚ powinien zacząć od siebie. zanim zacznie piętnować bywalców Lasu [zobacz >>>] [zobacz >>>]
Jak Lasy Miejskie – Warszawa ignorują postulaty lepszej ochrony Lasu
[zobacz >>>] [zobacz >>>]
Koparki i spychacze w rezerwacie nie szkodzą tak jak rowery [zobacz >>>]
Co zabrano pieszym, by nie zabierać samochodom [zobacz >>>]