W interesie polskich pasażerów jest szybka liberalizacja rynku kolejowego
Ostatnio Unia Europejska powróciła do dyskusji na temat liberalizacji pasażerskiego rynku kolejowego. Obecnie bez zgody urzędu regulującego rynek kolejowy w danym kraju, nie może w nim wykonywać usług przewoźnik zagraniczny. Przewozy międzynarodowe mogą obsługiwać tylko przewoźnicy narodowi. W pierwszym etapie mają zostać zliberalizowane przewozy międzynarodowe, a w 2012 roku także wewnętrzne. Komisja Europejska zaproponowała otwarcie na wolną konkurencję przewozów międzynarodowych z możliwością kabotażu, czyli zabierania także pasażerów nie przekraczających granicy od 2010 roku. Tymczasem 28 września Parlament Europejski opowiedział się za terminem wcześniejszym – rokiem 2008.
Odezwały się jednak głosy przeciwników liberalizacji, głównie z krajów, w których kolej jest nadal w rękach państwowych monopolistów – jak Francja, Austria, czy Hiszpania. Także przedstawiciel Polski sprzeciwił się przyspieszeniu liberalizacji.
Minister Opawski tłumaczył sprzeciw Polski nie przygotowaniem spółek PKP do konkurencji z zagranicznymi firmami. PKP nie zdąży się w tak krótkim czasie przygotować do rywalizacji. Podkreśla się, że dozwolenie kabotażu, spowoduje wprowadzenie tylnymi drzwiami konkurencji w przewozach krajowych. Z drugiej strony Unia Europejska argumentuje, że prowadzenie pociągów bez możliwości wymiany podróżnych na stacjach pośrednich byłoby dla przewoźników nieopłacalne.
Również wielu przedstawicieli kadry kierowniczej spółek PKP oraz związków zawodowych straszy upadkiem firm kolejowych i utratą pracy przez tysiące polskich kolejarzy.
Tylko czy Polskę w ogóle stać na przygotowanie PKP do konkurencji z obcymi firmami? Trzeba sobie jasno powiedzieć, że po kilkunastu latach zaległości inwestycyjnych polscy przewoźnicy kolejowi wymagają inwestycji liczonych w miliardach
– mówi Krzysztof Rytel z Centrum Zrównoważonego Transportu. Oczywiście pieniądze musiałby wyłożyć właściciel, czyli państwo. Tylko czy będzie na to przyzwolenie? Przypomnijmy z jakimi protestami spotkała się decyzja ustępującego rządu o przesunięciu 1 miliarda zł z infrastruktury drogowej na kolejową. A przecież pierwotnie na drogi miało pójść około 9 mld zł, a na linie kolejowe tylko 0,07 mld zł.
Kolejarze straszą utratą pracy, ale trzeba zdawać sobie sprawę, że obecnie cała chroniona przed konkurencją polska kolej przewozi mniej pasażerów niż w Niemczech tylko kolej miejska aglomeracji berlińskiej (S-bahn). To monopolistyczna sytuacja spółek pasażerskich PKP powoduje ich słabe wyniki i zredukowanie przewozów do takiego stopnia, że kolejarze nie mają co robić i większość należałoby zwolnić. Dla przykładu w 5-milionowej Danii, gdzie panuje bardzo wysoka konkurencja (ponad trzydziestu przewoźników prywatnych i mający wciąż większość rynku przewoźnik państwowy) koleje przewożą niewiele mniej pasażerów niż koleje w Polsce, dysponując prawie trzykrotnie krótszą siecią. W 10-cio milionowych Czechach, gdzie w 1998 r utworzono kilku lokalnych przewoźników na bazie taboru przekazanego przez dotychczasowego monopolistę (!), uruchamia się dwukrotnie więcej pociągów niż w Polsce – na dwukrotnie krótszej sieci.
Z kolei pozytywny wpływ konkurencji możemy obserwować na innym polskim państwowym przewoźniku, ale towarowym – PKP Cargo. Od dwóch lat działa on w warunkach coraz silniejszej konkurencji krajowych firm prywatnych. I dzięki temu PKP Cargo jest obecnie drugim w Europie przewoźnikiem towarowym, po niemieckich DB Cargo. Polska firma wyprzedziła przewoźnika francuskiego SNCF Cargo – właśnie dlatego, że działa on na nadal nie zliberalizowanym rynku i nie czując oddechu konkurencji, nie spełnia oczekiwań jego oczekiwań.
Jeżeli kolejarze chcą dalej pracować w swoim zawodzie, powinni domagać się zdemonopolizowania rynku
– mówi Rytel. Tylko wtedy pojawią się w Polsce liczne firmy przewozowe, które będą walczyć o klienta. Aby zaoferować mu atrakcyjną ofertę będą uruchamiać liczne pociągi i zatrudniać polskich kolejarzy (przecież nie Niemców czy Francuzów). Pociągi będą jeździć jak w Europie co godzinę, albo pół, na liniach gdzie teraz jeżdżą trzy razy dziennie. Jednocześnie firmy będą zaciągać kredyty i kupować nowoczesny tabor. Pasażerowie będą mieli dobrą usługę, kolejarze pracę, a budżet państwa wpływy z podatków, zamiast ciągłych dotacji.
Można przypuszczać, że znacznie spadną także ceny biletów.
Tak przecież się stało, kiedy zliberalizowano rynek przewozów lotniczych. To dzięki temu, że przestano chronić narodowych przewoźników lotniczych, powstały tanie linie. Dokładnie to samo zamierza zrobić Unia Europejska z kolejami. Jeśli ktoś przeciw temu protestuje, to znaczy że chce aby nadal bilet kolejowy z Warszawy do Amsterdamu kosztował 800 zł zamiast np. 50 zł, z Łodzi do Radomia nie można było w ogóle dojechać pociągiem, a do Płocka raz dziennie.