Majaki rowerowe
Miałem wiele rowerów. Wszystkie mi ukradli albo popękały w nich ramy.
Pelikan
Pamiętam gonitwy po wsi, zakrwawione łokcie i kolana. Pierwsze próby
jazdy tyłem na kierownicy. Poszedł na złom.
Kama ruski składak
Pierwsza komunia, ciężki, 14 zębów z tyłu. Co ona lubiła? Wyprawy na
ryby: „Kama, wskakuj do łodzi”. Pionierskie jazdy do szkoły rowerem, 6
kilometrów, autobusem byłoby 12 km.
Bawiliśmy się w wynalezioną w telewizji grę w piłkę nożną na rowerach.
Teraz „Kamą” jeździ ojciec na budowę. Jest niebieska.
Zenit
5 przerzutek, 52 km/h na prostej! Jeździłem 20 km do miasta po twaróg, z
latarkami do Gierłoży Wilczy Szaniec. Również najwierniejszy towarzysz na
ryby – na łódź; nocą łapaliśmy węgorze na polu, bo bestie uciekły z torby po
drodze. A księżyc świecił.
Na „Zenicie” wkroczyłem w dorosłe życie.
Victus-speed
Nastała era górali. Ten był na sis-ach, przyciężki, z bagażnikiem i
światłami.
Ukradli mi go na Ochocie z Wydziału Chemii Uniw. Warsz. po siedmiu
miesiącach wspólnego życia.
Szwinnnn
Lekki, rama zaledwie 18-calowa. Lepsiejszy osprzęt.
Nie cieszyłem się nim długo. Brat zostawił go nie przypiętego na
Piotrkowskiej w Łodzi. Później z ojcem tak histeryzowali, że aż mi się ich
szkoda zrobiło. 100 razy bardziej niż zguby.
Wówczas to rozwijałem koncepcję nie przywiązywania się do rzeczy jako
buddyjskie złudzenie – maja. Majak.
Treckh 800
Najdłużej razem. Wiele wspaniałych wyczynów: 7 godzin pod wiatr i śnieg,
220 kilometrów jednego dnia zimą, rozcieranie o północy pod Bolimowem
zatrampkowanych odmrożonych stóp; wożenie żelaznych kątowników na akcję
budowania łagodnych podjazdów na ul. Świętokrzyskiej czy 16 metrów
kwadratowych kartonu po lodówkach (zatrzymała mnie policja).
Szaleńcze wyprzedzania podczas nocnych zjazdów serpentynami
bieszczadzkimi na trasie Polana-Rajskie. Tego górala ukradł mi śp. Baranek,
którego ciało odnaleziono tej wiosny, prawdopodobnie pijany zamarzł na
śmierć.
Treckh wrócił do mnie. Lecz tydzień po Wielkanocy wyniosło mi go dwóch
kolesi. Przez okno, z kuchni akademika. Studenci w „cichaczu” patrzyli w
okno jak rower powoli spuszczał się w dół. Cóż, przecież to takie normalne.
Poszliśmy z kumplem na gliny. Rozpoznaliśmy tych dwóch typów na
fotografiach, byli znani organom. Po 7 miesiącach otrzymałem pismo z
prokuratury: „śledztwo w sprawie kradzieży tj. o czyn z art. 278 par. 1
kk, umorzono – wobec niewykrycia sprawcy czynu”. Z uzasadnienia: „W
toku dochodzenia przeprowadzono szereg czynności zmierzających do ujęcia
sprawcy i odzyskania skradzionego mienia. Wykonane w tej sprawie czynności
dały wynik negatywny, wobec powyższego postanowiono jak na wstępie.”
Amen.