Mandat za zielone
List od czytelniczki
Tyle się ostatnio słyszy o nękaniu pieszych przez policję w ramach polityki „Statystyki wskazują na duży udział pieszych w wypadkach drogowych”. W końcu padło i na mnie. Zostałam ukarana mandatem (musiałam go przyjąć, bo grożono mi sądem grodzkim, pomyślałam, że brudna kartoteka etc.) za przechodzenie przez jezdnię na zielonym świetle.
Przechodziłam na zielonym świetle, ale kilka metrów od pasów, tak jak człowiek na tym zdjęciu, skracając sobie drogę między dwoma przystankami autobusowymi w al. Jerozolimskich i ul.Grójeckiej przy placu Zawiszy.
Oczywiście, jadące setką przez centrum miasta bryki nie budziły zainteresowania policjantów. Wyglądało na to, że się zaczaili, by łapać pieszych „jeleni” w celu wypełniania statystyk, bo to dużo łatwiejsze niż egzekwowanie prawa od kierowców.
Usłyszałam stałą formułkę ,,Statystyki wskazują na duży udział pieszych w wypadkach drogowych” i ,,Pieszy ma prawo przechodzić przez jezdnię tylko wtedy kiedy najbliższe przejście dla pieszych znajduje się w odległości większej niż 100 m”. Ale wydaje mi się, że ukarali mnie głównie za „nietaktowne zachowanie” czyli próbę argumentacji co do sensu tego typu działań policji. Miałam przecież zielone światło i nie stwarzałam żadnego zagrożenia drogowego.
Nabawiłam się traumy i zbliżam się teraz do każdego przejścia mocno zestresowana, czy nie czai się gdzieś groźny policjant. Przez wiele lat mieszkałam we Francji i tam nikt nie robi problemu, nawet gdy pieszy przechodzi przez czerwone światło, nie mówiąc, że często można przekraczać ulice w dowolnym miejscu. Po prostu miasta, a zwłaszcza centra są przede wszystkim dla pieszych i to kierowca ma uważać na ulicy. Polska mentalnie to zupełnie inny świat!
Trzymam kciuki za Wasze działania i pozdrawiam
Joanna Cisek
Od redakcji
O akcjach polowania przez policję na pieszych (nie narażających na szwank nikogo lub jedynie siebie) słyszymy regularnie. Nie słyszeliśmy jednak ani razu, aby policja podjęła chociaż lokalnie tak systematyczne działania wymierzone np. w kierowców nagminnie nadużywających warunkowego zezwolenia na skręt w prawo (tzw. zielonej strzałki), co często kończy się wypadkiem albo wymuszeniem na pieszych i rowerzystach [zobacz >>>].
Skracanie drogi przez ścinanie kąta prostego między osią przejścia dla pieszych i krawężnikiem występuje prawie przy każdej zatoce autobusowej skutkującej oddaleniem przystanku [zobacz >>>]. Eliminować takie zachowania należałoby rezygnując z zatoki [zobacz >>>], a nie wysyłając na polowanie patrole policyjne.
Policja opiniuje każdy projekt organizacji ruchu i mogłaby zabiegać, by infrastruktura drogowa nie wymuszała łatwych do przewidzenia nieprawidłowych zachowań niechronionych uczestników ruchu i była lepiej dostosowana do ich potrzeb (np. w tym miejscu przejście dla pieszych można poszerzyć i poprowadzić skośnie, jak to robi cywilizowana Europa [zobacz >>>]).
Dlaczego policja tego nie robi? Zamiast odpowiedzi na to pytanie zacytujmy, co z-ca naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji miał do powiedzenia na temat montażu azyli dla pieszych na obu jezdniach Al. Jerozolimskich 700 metrów od pl. Zawiszy [zobacz >>>]. Zdaniem podinsp. Pawła Mąkola taki zabieg nie wpłynie bezpośrednio na poprawę bezpieczeństwa niechronionych uczestników ruchu drogowego, natomiast wpłynie na pogorszenie przepustowości na jednym z głównych ciągów komunikacyjnych w Warszawie
.
Kierownictwo stołecznej policji nawet nie próbuje ukrywać, że stoi na straży przepustowości, a nie bezpieczeństwa pieszych. A to ostatnie poprawi się wtedy, gdy ludzie w ogóle przestaną przekraczać ulice ze strachu przed nadgorliwym policjantem i bezkarnym piratem drogowym.
Omiń policję, podpisz petycję
Na zmianę nastawienia policji do pieszych trudno liczyć. Dlatego warto naciskać na posłów, by zmienili prawo. Warto poprzeć petycję ws. depenalizacji przechodzenia przez ulicę na czerwonym świetle: