Rowerem na skróty – z Ursynowa na Mokotów i Stare Miasto
Od autorów
W ramach akcji Warszawa na skróty
[zobacz >>>] przestawiamy naszą drogę do pracy, którą częściowo przemierzamy wspólnie, a częściowo oddzielnie.
Radek
Z roweru korzystam już od kilku ładnych lat i jest on moim głównym sposobem na przemieszczanie się po mieście. Choć obiecywanej od wielu lat spójnej sieci dróg rowerowych wciąż nie widać, rower jest dla mnie i tak najlepszym sposobem na dojazd do pracy, na zakupy, do rodziny czy znajomych. I coraz mniej potrafię sobie wyobrazić codzienne życie bez dwóch kółek.
Cenię sobie bezpieczeństwo i przyjemność czerpaną z jazdy, dlatego unikam jeżdżenia po jezdniach dużych ulic. Trasę planuję w taki sposób, by korzystać z istniejących ścieżek rowerowych i z ulic, na których ruch samochodów jest umiarkowany. Staram się też nie jeździć chodnikami, ale nie trzymam się tej zasady dogmatycznie: gdy nie widzę innej możliwości – jadę chodnikiem pamiętając o tym, że jestem na nim gościem.
Pracuję przy ul. Podwale przy Starym Mieście. Dojazd z Ursynowa zajmuje mi ok. 40-45 min. Mniej więcej tyle samo co dojazd metrem (łącznie z dojściem do stacji, oczekiwaniem na pociąg, dojściem od stacji do biura). Wybieram rower, bo tak jest znacznie przyjemniej i mam poczucie, że te 40 minut nie jest czasem straconym.
Agnieszka
Rowerem do pracy zaczęłam dojeżdżać regularnie dopiero tej wiosny. Wcześniej też sporo podróżowałam po Warszawie na dwóch kółkach, ale do pracy było szybciej metrem, a nie należę do skowronków. Przeprowadziłam się i mam teraz do przejechania 6,5 km w jedną stronę. Niby tylko 2 km bliżej niż wcześniej, ale wbrew pozorom robi to dużą różnicę. Przejazd rowerem z domu do pracy zajmuje mi 25-30 min.
Trasę z Ursynowa na Górny Mokotów mam generalnie dość wygodną – duży odcinek super ścieżką na ul. Puławskiej. Ale najpierw muszę do niej jakoś dotrzeć…
Ursynów – Górny Mokotów i Stare Miasto
Agnieszka: z Ursynowa na Mokotów
Trasa zaczyna się całkiem przyjemnie – kilkaset metrów mało ruchliwą, za to szeroką ulicą Surowieckiego (być może w przyszłości będzie na niej utworzony pas rowerowy), w lewo na małym rondzie…
…i jeszcze mniejszymi uliczkami dojeżdżam do węzła ul. Puławskiej i Doliny Służewieckiej. Tu niestety trzeba pokonać 2 przejścia dla pieszych przecinające rozjazdy na tym wielkim skrzyżowaniu. Myślę, że z powodzeniem, bez nakładu dużych środków, można by było utworzyć tu przejazdy dla rowerów – miejsca nie brakuje.
Na szczęście nad Doliną Służewiecką przejeżdża się górą i dalej można jechać wzdłuż Puławskiej szerokim asfaltowym chodnikiem, gdyż dopuszczalna prędkość na jezdni w tym miejscu przekracza 50km/h.
Niestety szybko dojeżdżam do skrzyżowania z Wałbrzyską i tutaj idylla się kończy. Trzeba się przebić przez okolice targowiska, stragany na chodniku, zwężenie przy przystanku, a potem jeszcze przez okolice Dworca Południowego (metro Wilanowska). Generalnie mnóstwo ludzi, wąsko, nierówno i jeszcze łamię przepisy, bo tutaj już powinnam zjechać na ulicę, ale nie jestem kamikadze i głównymi arteriami miasta, gdzie ograniczenie do 50 km/h jest czystą fikcją, nie jeżdżę. Jednak jakoś powoli i ostrożnie udaje się pokonać ten odcinek…
…a wtedy czeka mnie w nagrodę przejazd wspomnianą ścieżką wzdłuż Puławskiej. Tu jedzie się bardzo przyjemnie. Mijam mnóstwo zadowolonych z życia, często elegancko ubranych ludzi, na stylowych rowerach. Przyjemnie w takim towarzystwie, sunąc gładką trasą, zaczynać dzień. Tak dojeżdżam do ul. Dolnej, gdzie ścieżka się kończy.
Radek: dalej do centrum
Przy ul. Dolnej żegnam się z żoną i jadę dalej swoją drogą. Aby ominąć ruchliwą Puławską jadę niewielkimi uliczkami i podwórkami znajdującymi się na tyłach budynków przylegających do Puławskiej od wschodniej strony. Nie jest to rozwiązanie szybkie, ale bezpieczne i przyjemne. Po drodze mijam ciekawe miejsca, których nie byłbym w stanie dostrzec przemieszczając się ul. Puławską: intrygujący pałacyk Szustrów…
…oraz widziany z góry staw „Morskie Oko”. W ten sposób dojeżdżam do ul. Chocimskiej, która jest wprost stworzona do ruchu rowerowego – jest cicho, spokojnie, a jadąc można podziwiać stare kamienice. Jedyną wadą tej ulicy jest to, że na niektórych odcinkach jest ona jednokierunkowa, co za każdym razem zmusza mnie do zastanawiania się czy lepiej złamać przepisy czy zsiadać z roweru. Zdecydowanie przydałby się tu kontrapas rowerowy.
Ulicą Chocimską dojeżdżam do Skweru Tarasa Szewczenki, przecinam go na skos i ulicą Klonową dojeżdżam do ul. Belwederskiej.
Tutaj zaczyna się prawdziwa bajka – prawdopodobnie najlepszą ścieżką rowerową w mieście [zobacz >>>] sunę aż do placu Trzech Krzyży. Od tego miejsca aż do Ronda de Gaulle’a jadę jezdnią razem z samochodami. Choć ulica jest w tym miejscu szeroka, to droga jest bezpieczna, bo zanim samochody zdążą się rozpędzić – muszą zwalniać przed kolejnymi światłami. A czasem nie muszą zwalniać, bo jadą w korku wolniej ode mnie. Tak czy owak, przedłużenie drogi dla rowerów lub pas rowerowy do Ronda de Gaulle’a z pewnością by się przydał.
Agnieszka: bocznymi uliczkami Mokotowa
Po przekroczeniu Puławskiej skręcam w jednokierunkową ul. Wiktorską, dalej w ul. Bałuckiego, Różaną i Wiśniową. Ta ostatnia jest dość specyficzna, bo na przemian składa się z fragmentów dla samochodów i takich tylko dla pieszych, ale rowerem da się przejechać całość. W końcu docieram do pracy przy skrzyżowaniu z ul. Rakowiecką.
Ten odcinek trasy prowadzący małymi uliczkami Mokotowa byłby bardzo dobry, gdyby nie parkujące przy skrzyżowaniach samochody, które całkowicie ograniczają widoczność, więc na każdym skrzyżowaniu muszę praktycznie się zatrzymać. Dodatkowo bardzo przydałoby się tam w paru miejscach dopuszczenie rowerów pod prąd, co pozwoliłoby mi na równie wygodny powrót z pracy, a tak wracając musze trochę bardziej kluczyć lub łamać przepisy.
Radek: Traktem Królewskim
Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście to miejsce stosunkowo przyjazne rowerzystom. Ulica nie jest szeroka a większość kierowców aut nie ma tu wstępu. Na tej trasie spotkamy głownie autobusy, taksówki i oczywiście rowerzystów. Jest nas tu całkiem sporo, dzięki czemu kierowcy są do tego przyzwyczajeni i wiedzą, że można się nas tu spodziewać. To sprawia, że jedzie się bezpiecznie.
Po dojechaniu na Plac Zamkowy skręcam w ul. Podwale, przy której mieści się moja praca. Rower przypinam porządnym zapięciem rowerowym do jednego z solidnych stojaków w kształcie odwróconej litery „U”, postawionych swego czasu przez miasto [zobacz >>>]. Czeka on tu bezpiecznie aż do mojego wyjścia z pracy.
Mapa
Opisz swoją trasę
Jeździsz na rowerze od 15 lat i zoptymalizowałeś swoją trasę z domu do pracy, tak że nie ma w niej ani jednego zbędnego naciśnięcia na pedał, nie mówiąc już o zatrzymaniu na światłach? A może właśnie przesiadłeś się na rower i odkryłeś, że możesz dojechać na uczelnię szybciej lub ciekawiej niż samochodem czy autobusem? Weź udział w akcji Warszawa na skróty
i podziel się swoją trasą z innymi! [zobacz >>>]