Pas rowerowy – casus Piaseczna
…czyli przypadek utworzenia i likwidacji pasa rowerowego w Piasecznie.
Idea wyznakowania pasa rowerowego na dwóch głównych, liczących ok. 2,5 km każda, jednokierunkowych ulicach Piaseczna (ulice są równoległe, przebiegają w odległości ok. 100 m – jedna prowadzi ruch z północy na południe, a druga wprost przeciwnie) pojawiła się chyba w 2000 r., w Koncepcji tras rowerowych w gminie Piaseczno
, która przyjęta została zresztą uchwałą rady miejskiej jako obowiązujące prawo miejscowe. Chodziło o to, żeby na głównych ulicach przelotowych miasta dać bezpieczne miejsce dla rowerzystów. Osobne (czyt. wyodrębnione z pasa ulicy) ścieżki rowerowe nie wchodziły w grę. Raz, że w niektórych miejscach linie rozgraniczające istniejących ulic na to nie pozwalały; dwa, że nie było woli politycznej ani w radzie, ani w zarządzie gminy, żeby wydawać duże pieniądze na przebudowanie ulic po to, żeby wybudować ścieżki. Klimat dla rowerzystów był taki, że szef komisji rozwoju mówił, że rowerzyści nie będą przecież jeździć po mieście, bo jak ktoś chce pojeździć na rowerze to wybiera się do lasu.
Niemniej wkrótce nadarzyła się okazja do realizacji pasa rowerowego na ulicy prowadzącej z południa na północ. Do budżetu wprowadzono bowiem inwestycję polegającą na remoncie całego ciągu (wymiana nawierzchni ulicy, uzupełnienie infrastruktury podziemnej, wymiana nawierzchni chodników, uporządkowanie miejsc parkingowych). Oczywiście w projekcie przebudowy zleconym przez gminę pas rowerowy się nie znalazł. Odkryliśmy ten fakt i udało się wylobbować doprojektowanie pasa dla rowerów z oznakowanie poziomym i pionowym. Opór był duży, zwłaszcza ze strony urzędnika od inwestycji, który zajmuje się nadzorami robót drogowych w gminie. Ale opór został pokonany.
W grudniu 2004 r. zakończone zostały prace na 2/3 całego ciągu remontowanych ulic. Na tym odcinku wymalowany i oznakowany został pas rowerowy. Po czym nastąpiła jatka. Po kilku dniach do burmistrza wpłynęło napisane w ultymatywnym tonie pismo żądające likwidacji pasa rowerowego w możliwie najkrótszym terminie. Pismo podpisało kilkunastu kupców mających swoje sklepy i punkty usługowe na tym fragmencie ulicy, gdzie oznakowano pas rowerowy. Protestowali, bo ścieżka zabierała miejsca parkingowe ich klientom. Rzeczywiście przed remontem ulicy samochody stawały sobie przy krawężniku po prawej stronie, blokując w ten sposób jeden z dwóch pasów ruchu. Pas rowerowy pojawił się właśnie tam, gdzie wcześniej prawem kaduka parkowały auta. Projektant zapewnił jednak kilkanaście miejsc parkingowych na szerokim w tym miejscu chodniku. Kupców to jednak nie satysfakcjonowało, zwłaszcza że kierowcy i tak zostawiali masowo samochody na pasie dla rowerów. Sam kilka razy zagadywałem kierowców, dlaczego parkują na ścieżce rowerowe. Odpowiedzi możecie się domyślać: a to tu jest jakaś ścieżka?
, ja tylko na chwileczkę!
a gdzie mam parkować?
Pisaliśmy do burmistrza, żeby zmotywował straż miejską do egzekwowania przepisów i karania nielegalnie parkujących. Nawet zakładali kilka razy blokady, ale samochody i tak stawały. Mimo, że o 100 m oddalony jest duży parking, który nigdy nie jest zapełniony. Pytałem kupców, o co im chodzi. Usłyszałem, że klienci przyzwyczajeni są do podjeżdżania samochodem pod drzwi sklepu i jeśli tego nie będą mieli, to pojadą do hipermarketu, a biedni kupcy zbankrutują.
Potem była sesja rady miejskiej, na której kilku radnych ostro atakowało za pas rowerowy burmistrza i na której radni prawie jednogłośnie przegłosowali stanowisko, w którym zobowiązywali burmistrza do likwidacji pasa w możliwie najbliższym terminie. W międzyczasie odbyło się jeszcze spotkanie pomysłodawców pasa rowerowego z przedstawicielami radnych i kupcami. Kupcy kategorycznie podtrzymali swoje stanowisko, a radni ich poparli. O pasie rowerowym i powstałym konflikcie pisała kilka razy lokalna prasa, w różnym tonie: ironicznie, krytycznie, innym razem obiektywnie, drukowano także głosy pomysłodawców pasa i jego obrońców oraz krytyków.
Finał historii: pas został zlikwidowany po 3-4 miesiącach funkcjonowania. Morałów z tej opowieści jest kilka. W każdym razie w Piasecznie możemy zapomnieć na dobrych kilka lat o poprawianiu warunków dla rowerzystów. Zgodnie z sugestią radnego, możemy sobie pojeździć po lesie. Albo tak jak do tej pory, czyli między samochodami walcząc o przetrwanie, bo u nas ruch duży, bo ludzie zamożni i co dom to dwa samochody. Albo chodnikiem lawirując między pieszymi, narażając zdrowie swoje i pieszych oraz łamiąc przepisy PORD.