Ścieżka rowerowa w politycznym uścisku
Od kilku dni trwa przed przed kancelarią premiera protest pielęgniarek.
Początkowo protestujące panie pikietowały na placu pod samym budynkiem URM, skąd panowie z policji zepchnęli je
za biegnącą w Alejach Ujazdowskich ścieżkę rowerową.
Trzeba jednak stanowczo podkreślić, że cykliści nie są winni ani temu, że do protestu doszło, ani temu, co działo się później.
Po wschodniej stronie ścieżki wyrosło miasteczko namiotowe.
Wzdłuż Łazienek odbywają się protestacyjne spacery kobiet w bieli.
Po zachodniej – nieruchoma tyraliera facetów w czerni.
A dalej – dobrze strzeżony Honor i Ojczyzna.
A pomiędzy nimi – białe pasy ścieżki rowerowej – istna linia demarkacyjna.
Wydarzenie przyciąga wiele osób, na czym cierpi płynność ruchu. Kto by jednak pędził w takich warunkach…
Dzwonek bywa używany raczej w innym celu, współbrzmiąc z klaksonami samochodów.
Wybaczamy też załogom wozów transmisyjnych i doceniamy trud włożony w nieparkowanie na ścieżce.
Czyżby aluzyjna reklama stołecznej infrastruktury rowerowej?
Nie leczonej i nie pielęgnowanej nawet bez strajków…
A może przestroga? Kto będzie leczył urazy stołecznych cyklistów, kiedy personel medyczny pójdzie w kamasze?
To naprawdę przestaje być zabawne!