Cykliści przymusowo w kaftany?
Nie ma to jak pomysłowość polskich samorządowców w kwestiach rowerowych. Ostatnio geniuszem popisał się wiceprezydent Radomia, który zamiast zająć się tym na co ma bezpośredni wpływ i za co jest odpowiedzialny – poprawą lokalnej infrastruktury rowerowej, wymyślił sobie, że trzeba zmusić rowerzystów do noszenia kamizelek odblaskowych.
Kamizelka obowiązkowa?
Rowerzyści powinni po zmroku nosić obowiązkowo kamizelki odblaskowe – wiceprezydent Ryszard Fałek proponuje zmiany w kodeksie drogowym.
– Światełko odblaskowe to za mało
– przekonuje Fałek – Zwłaszcza, że często jest zakurzone albo pochlapane błotem, a tym samym zupełnie niewidoczne. Często zdarza się też, że rowerzyści jeżdżą po zmroku w ogóle bez świateł. W mieście to nie problem, bo większość ulic ma latarnie, ale wystarczy wyjechać poza jego granice… Zresztą statystyki wypadków i kolizji z udziałem rowerzystów mówią za siebie.
Zdaniem Fałka obowiązek noszenia przez cyklistów kamizelek odblaskowych powinien zostać zapisany w prawie o ruchu drogowym. Nie byłoby to też druzgoczące finansowo, ponieważ kamizelka kosztuje zaledwie kilka złotych.
Pozorna argumentacja?
Nie wiadomo, o jakie statystyki wypadków i kolizji chodzi Panu Fałkowi, ale chyba nie o statystyki z Warszawy [zobacz >>>], albo Krakowa, które wyraźnie mówią, że tylko znikoma część wypadków z udziałem rowerzystów ma miejsce w nocy i przy ograniczonej widoczności. Oczywiście na wsiach sytuacja może wyglądać inaczej, ale póki nie ma na ten temat wiarygodnych danych, propozycja wydaje się być nieuzasadniona.
Nie wiadomo też, o jakie kamizelki za kilka złotych może chodzić Panu Fałkowi. Bo, choć faktycznie w cenie 5-9 zł można nabyć kamizelkę w markecie albo na stacji benzynowej, to jednak jest to kamizelka w zasadzie jednorazowego użytku – po pierwszym zabrudzeniu i wypraniu czy jeździe w deszczu nadaje się tylko do wyrzucenia. Odblaski z takiej kamizelki po prostu się spierają i przestają spełniać swoją rolę! Ale ktoś – jak Pan Fałek – kto nie testował takich kamizelek w praktyce, nie ma prawa o tym wiedzieć.
Porządniejsze kamizelki z dobrej jakości odblaskami laminowanymi lub pryzmatycznymi, które pozwalają dłużej cieszyć się poprawa widoczności, kosztują od 35-40 zł (hurt) aż do ponad 100 zł (detal). Trudno uwierzyć, że taką kamizelkę zafundują sobie osoby, którym obecnie żal 8 zł na lampkę diodową.
Nie każdemu taka kamizelka jest też potrzebna. O ile jeżdżąc w nocy, po drogach krajowych, czy po mieście, może wydawać się ona przydatna, o tyle istnieje cała rzesza osób poruszających się rowerem wyłącznie w dzień, przy dobrych warunkach pogodowych, poza jezdnią. Przy takiej jeździe używanie kamizelki jest w zasadzie nieuzasadnione (a dodajmy, że w lato noszenie jej jest niewygodne).
Istnieje tez spora grupa osób, które już wykorzystują inne niż kamizelka sposoby dodatkowego oświetlania się. Chodzi tu np. o popularne w Warszawie odblaski do nalepienia na ramę roweru. Albo rozdawane przez różne instytucje opaski odblaskowe na rękę/nogę. Albo szelki odblaskowe, rozdawane jakiś czas temu przez PZU. Albo o dziesiątki innych odblaskowych gadżetów.
Pan Fałek nie zauważył też jeszcze jednego trendu w modzie rowerowej. Otóż większość ubrań rowerowych i turystycznych, a nawet tych „dla normalnych ludzi” – koszulek, kurtek, kamizelek – ma już wszywane elementy odblaskowe. Zmuszanie rowerzysty do nakładania kamizelki na odblask jest doprawdy dziwnym sposobem na poprawę bezpieczeństwa.