Relatywizm ocen prędkości
Jadący np. 25-30 km/h rowerzysta jest często w mediach przedstawiany jako rozpędzony
lub pędzący
. Jednocześnie w sąsiedniej relacji kierowcy protestują przeciw strefom tempo 30
, bo się wtedy wloką
. Nie brak też komentarzy, że np. pieszy ma szczęście, bo samochód jechał tylko
50 km/h. Zdumiewa mnie ten poziom relatywizmu w ocenie prędkości.
Podobnie jest w przypadku omawiania zachowań na skrzyżowaniach. Dojeżdżający z prędkością 25-30 km/h do przejazdu dla rowerów rowerzysta z pierwszeństwem jest rozpędzony i niebezpieczny
, ale gdy kierowca przejeżdża skrzyżowanie z prędkością 70 km/h to nie ma w tym nic zdrożnego. Co więcej, to do rowerzystów, którzy nie przekraczają ograniczeń prędkości, kieruje się przekaz dajcie się zauważyć
, podczas gdy o wiele większym problemem jest to, że kierowcy wyjeżdżający z dróg podporządkowanych źle oceniają prędkość rozpędzonych samochodów, co jest przyczyną masy wypadków. Nikt jednak nie mówi kierowcom jedź przepisowo, daj się zauważyć
. Bo samochód na drodze z pierwszeństwem po prostu masz widzieć, nawet jeśli jedzie kilkadziesiąt km/h za szybko.
Gorzej, że przechodzi to w kuriozalne żądania. Gdy obok chodnika przebiega przyklejona do niego droga dla rowerów, wielu pieszych żąda, by rowerzyści uważali i jeździli wolniej niż te 25-30 km/h. Pożądana prędkość to zapewne 10-15 km/h, bo przecież po chodniku może iść dziecko, które może wbiec na ścieżkę
. Jeśli jednak ten chodnik graniczy z jezdnią po której samochody mogą jeździć legalnie nawet 70 km/h, a w praktyce jadą znacznie szybciej, to nikt nie żąda by jeździli wolniej tylko dlatego, że jezdnia graniczy z chodnikiem, po którym może przecież iść jakieś dziecko, które wbiegnie na jezdnie.
Z czego wynika ten relatywizm w ocenie prędkości kierowcy i rowerzysty? Przecież to rowerzysta ma mniejszą masę i mniejszą szansę na zrobienie innej osobie krzywdy.