Rower jest…
ROWER JEST…
– mały, ponieważ tak jest. Kto nie wierzy, niech przekona się
empirycznie, że na jednym miejscu parkingowym dla samochodu zmieścić się
może ok. 14 bicykli.
– szybki. Oczywiście w mieście i na dystansach nie
przekraczających 20 km. Jakiś czas temu zorganizowano wyścigi poprzez
miejskie korki roweru z autobusem i samochodem osobowym – rowerzysta zawsze
docierał do celu pierwszy.
– zdrowy, gdyż jazda na rowerze jest jednym z wszechstronniej
rozwijających ciało ćwiczeń fizycznych. Jeżdżąc na rowerze ćwiczymy sobie
mięśnie nie tylko nóg, ale też pośladków, grzbietu, ramion, rąk… i karku,
rozglądając się, czy nikt na nas właśnie nie najeżdża (dot. Warszawy).
– ekologicznie poprawny. Czy pojazd napędzany siłą mięśni może
zatruwać środowisko? (wyłączywszy oczywiście wydzielany przez zziajanego
cyklistę CO2)
– tani, wbrew pozorom. Wystarczy przeliczyć sobie koszt każdego
pokonanego kilometra odpowiednio: rowerem, środkami komunikacji miejskiej,
samochodem.
– drogi, gdy się go nie pilnuje i nie zabezpiecza przed kradzieżą.
A co za tym idzie, jest on również
– pożądany przez coraz szersze rzesze ludzi. Dzieje się tak dzięki
coraz szerzej lansowanemu zdrowemu stylowi życia. I dobrze.
– łatwy w obsłudze. Zaprzeczyć temu może tylko ten, któremu
utrzymanie równowagi na dwóch kółkach i wymiana dziurawej dętki sprawiają
więcej kłopotu i nerwów niż poruszanie się po zatłoczonym mieście (ze
średnią prędkością 10 km/h), kupionym na raty, za ostatnią krwawicę,
samochodem.
– czynnikiem wzmacniającym więzi międzyludzkie. Znakomita
większość rowerzystów wie, że cykliści są do siebie o wiele życzliwiej
nastawieni, niż toczący pianę przy lada okazji frustraci za kierownicą.
– niebezpieczny – tak, to prawda. Ostrożność to podstawa przy
poruszaniu się na bicyklu w centrum miasta (polskiego), które, według zasady
„przejedzie-ten-kto-bardziej-stanowczy”, niejednokrotnie przypomina wesołe
miasteczko w niedzielne popołudnie.
– dyskryminowany przez uważającą się za panów miast elitę cztero-
lub więcej -kółkowców, którzy wrzeszcząc „Gdzie z tym rowerem!”, „Jak
jeździsz!”, „Na chodnik, baranie!” chcą pokazać całemu światu, że należy do
nich.
– alternatywą dla wszystkich, którzy mają dość tłoczenia się jak
sardynki w przepełnionych autobusach, czy grzęźnięcia w korkach za
kierownicą własnego, ale rzężącego w proteście przeciwko stylowi jazdy typu:
jedynka – dwójka – 10 metrów – luz – stoimy, malucha.
– środkiem do transportowania nie tylko tego, kto na nim jedzie. W
dobrze skonstruowaną przyczepkę możemy władować naprawdę sporo towaru (ale o
tym w artykuliku o przyczepkach).
– nie zobowiązujący do uzależniania się od rozkładów jazdy, brania
poprawki na ewentualne korki czy krążenia dookoła dwóch skrzyżowań, polując
na wolne miejsce na chodniku.
– doskonałym sposobem na spędzenie wakacji. Przy odrobinie
treningu, dłuższy wyjazd na urlop czy wakacje obładowanym (nawet za bardzo!)
rowerem nie stanowi problemu. Można nim codziennie pokonywać odległości
rzędu 60-130 kilometrów (w zależności od ukształtowania terenu oraz
motywacji, tudzież zacięcia pedałującego cyklisty). Poza tym, gdy zakwasy
spać nie dają, zawsze można wsiąść z rowerem do pociągu i wrócić do domu.