Rowerowa Warszawa okiem studenta UKSW
Już od kilku lat między kwietniem a październikiem poruszam się po mieście rowerem. Niestety nie będę tu wychwalał stanu warszawskiej infrastruktury rowerowej, która de facto nie istnieje! Każdy, kto choć raz wsiadł na rower i pojeździł trochę po Warszawie, wie o czym mówię.
Okrawki tzw. infrastruktury rowerowej
Najlepiej zacząć od ścieżek rowerowych. To „coś”, co my nazywamy ścieżka rowerową, w Holandii byłoby co najwyżej dojściem do publicznego śmietnika. W Warszawie nie ma jednolitej normy określającej wygląd takiej ścieżki. I tak na Ursynowie wyglądają inaczej, na Bielanach inaczej, na Bródnie inaczej, a na Targówku nie ma ich wcale… Jeżeli już jakimś cudem, po wielu latach taka ścieżka powstanie to jej przebieg daje wiele do życzenia – na przykład przy Dworcu Zachodnim kończy się schodami, a w wielu innych miejscach kończy się przed ulicą, tylko po to żeby zaraz za nią na nowo się zaczynać! Czy nie łatwiej byłoby pomalować pasy na jezdni wyznaczające przejazd rowerowy, niż ustawiać znaki kończące i zaczynające ścieżkę rowerową w odległości zaledwie siedmiu metrów? Na pewno byłoby taniej.
W Warszawie jest bardzo mało ścieżek o długości przekraczającej jeden kilometr. Te, które są, nie mają sensownego połączenia z innymi. Dziwi mnie, że nasi radni nie widzą tego problemu! A może by tak zrobić tydzień bez samochodu? Albo przynajmniej nie utrudniać organizacji Masy Krytycznej, jedynego zrywu rowerowego w stolicy.
Trakt Królewsko-Prezydencki nie dla cyklistów
Najgorszym przykładem zaniedbań ze sfery rowerowej jest Stare Miasto, Trakt Królewski i okolice. Dużo mówi się o remoncie Krakowskiego Przedmieścia, mam nadzieje że przy tej okazji zostaną poprowadzone wzdłuż ścieżki aż do Wilanowa. Obecnie za jechanie po chodniku, przy Pałacu Prezydenckim dostaje się mandat od policjanta z drogówki (ciekawe, czy w innym miejscu w Warszawie ten policjant nie byłby bardziej potrzebny?) Niestety, Pan Kaczyński, obecny lokator tego gmachu, nie zrobił za wiele dla rowerzystów jako prezydent miasta i może ten policjant jest tam po to, by nasz prezydent nie musiał słuchać zgrzytu łańcucha. Całkiem blisko Pałacu, na Placu Piłsudskiego, ktoś umieścił tablicę z zakazem jazdy na rowerze po tymże placu! Może od razu ten zakaz rozciągnijmy na całą Warszawę…?!
Konieczna poprawa bezpieczeństwa na drogach wylotowych
O ile w samej Warszawie jeszcze w miarę bezpiecznie można jeździć na rowerze, o tyle zaraz za stolicą, jest tragicznie. W ubiegłym roku razem z kolegą wybrałem się do Żelazowej Woli. Już dokładnie nie pamiętam ile razy podczas tego wypadu żegnałem się z życiem; prawdopodobnie za każdym razem, gdy mijał nas jakiś pojazd. Czy nie można byłoby, podobnie jak to się robi na zachodzie Europy, wzdłuż jezdni wydzielić pas dla rowerzystów? Może uratuje to komuś życie, tym bardziej, że na wsi rower to wciąż popularny środek transportu.
Postulaty
W Warszawie po pierwsze trzeba wybudować nowe, połączone ze sobą ścieżki; po drugie należy udostępnić dla ruchu rowerowego wszystkie place, cmentarze i parki (np. w Powsinie jest zakaz!); po trzecie należy zwiększyć ilość źródełek wody oligoceńskiej, w których można by się zaopatrzyć w ten cenny trunek; i po czwarte należy umożliwić bezpieczne pozostawienie roweru pod sklepem, szkołą czy pracą, montując specjalne uchwyty do mocowania rowerów. Czy to aż tak dużo?!
Swój apel kieruje także do władz UKSW. Dojazd rowerem na naszą uczelnie jest mocno utrudniony a w przypadku campusu na Młocinach, wręcz niemożliwy. A szkoda, bo z tego środka transportu skorzystało by wielu z nas! Pomyślmy, że to co my teraz zrobimy, albo czego zapomnimy zrobić będzie ocenione przez nasze dzieci i następne pokolenia studentów!
Tekst z miesięcznika młodzieży akademickiej UKSW „Jasno i Wyraźnie” nr 2 (2) luty-marzec 2006, opublikowany w witrynie zm.org.pl za zgodą Redakcji i Autora. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji niniejszej witryny