Jedźta jak chceta
Na jesieni zeszłego roku została oddana do użytku nowa ścieżka na Powiślu.
W drugą niedzielę stycznia postanowiliśmy się przekonać, czy pieniądze na nią
nie zostały wyrzucone w błoto.
Mimo ujemnej temperatury u stóp Zygmunta stawiło się około sześćdziesięciu
rowerzystów. Razem wyruszyliśmy oglądać nową drogę dla rowerów.
Ścieżka przy ul. Oboźnej
Już po kilku
minutach jazdy natknęliśmy się na nieprawidłowo zaparkowane samochody.
Co prawda, jeśli założy się, że najpierw parkowały auta stojące po bokach,
to niektórzy kierowcy mogli nie zauważyć kiepsko oznakowanej ścieżki, ale
skrajne samochody stały na dobrze widocznych liniach ją wyznaczających. Mimo
kilkukrotnych wezwań Straż Miejska nie raczyła zaszczycić nas swą obecnością.
Zostawiwszy kierowcom upomnienia pojechaliśmy dalej.
Na skrzyżowaniu ulic Tamka i Topiel spotkała nas kolejna niespodzianka
– aby dostać się na dalszy ciąg ścieżki trzeba zsiąść z roweru i oprowadzić
go dookoła skrzyżowania, trzykrotnie oczekując na zmianę świateł (lub
przedrzeć się przez łańcuchy zagradzające przejście na wprost, co uczyniliśmy).
…i przy Agrykoli
Nasza cierpliwość wyczerpała się na Agrykoli. Ścieżka jest tam dobrze
widoczna, stoi również znak zakazu parkowania i postoju. Okazało się jednak,
że nie brakuje w Warszawie kierowców analfabetów. Ponownie zadzwoniliśmy do
Straży Miejskiej.
Czekając bezskutecznie na interwencje, postanowiliśmy dla
rozgrzewki przestawić kilka samochodów. Udało się to dzięki wspólnemu
wysiłkowi około dziesięciu osób (rower krzepi) i ku uciesze pozostałych.
Zastanawiające czemu władze wydają pieniądze na ścieżki, skoro i tak nie
chcą egzekwować zakazu postoju na nich. Przecież samochody mogłyby parkować
tam również gdyby ścieżki nie było.
Przejazd zgodnie z planem zakończyliśmy na Woronicza, albowiem pedałujemy
„do końca świata i jeden dzień dłużej”.