Wojska amerykańskie zabiły 70 nomadów w Somalii
Z cyklu: o czym „zapomniały” podać polskie media.
Pasterze zgromadzili się nocą wokół ogniska w celu ochrony przed komarami. Ale spaleni ogniem stali się najnowszymi ofiarami amerykańskiej wojny z terrorem
. Ich tragedią była pomyłka w tajnej operacji sił specjalnych, mającej na celu zabicie trzech wysokiej rangi liderów Al-Qaidy w południowej Somalii.
Oxfam – międzynarodowa niezależna organizacja d/s rozwoju krajów Trzeciego Świata, potwierdziła wczoraj, że co najmniej 70 nomadów w regionie Afmadow niedaleko granicy z Kenią zostało zabitych. Zostali oni zbombardowani w nocy oraz w ciągu dnia w czasie poszukiwań źródeł wody. Równocześnie ambasada USA w Kenii podała, że nie udało się zabić żadnego z trójki liderów Al-Qaidy podejrzewanych o udział w zamachach z 1998 r. na ambasady USA w Nairobii i Dar es Salaam.
Wygląda na to, że operacja, która otworzyła nowy front w tzw. wojnie z terroryzmem
, kończy się spektakularną porażką po 5 dniach od jej rozpoczęcia. Pomijając wysokie liczby zabitych cywili, przyschnięta wojna domowa w zdezorganizowanym kraju wybuchła na nowo.
Pomimo zapewnień ambasadora USA, Michaela Rannebergera, że żaden cywil nie został zabity ani ranny i miał miejsce tylko jeden atak, według doniesień UNHCR – agendy ONZ do spraw uchodźców – około 100 osób zostało zabitych w poniedziałkowym ataku powietrznym na małą wioskę rybacką Ras Kamboni po informacji z podsłuchu telefonu komórkowego. Pentagon przyznał się do przeprowadzenia operacji dopiero następnego dnia i kontynuował ją pomimo międzynarodowych protestów i ostrzeżeń o skutkach odwrotnych od zamierzonych.
Na podstawie: Anne Penketh, Steve Bloomfield, The Independent, 2007.01.13.