Street Party na pl. Pankowym
Relacja
A teraz opowiem Wam o pewnym ciężkim dniu – bo też w końcu samochód umila i
łatwia życie… Organizatorzy zbierali się już od 9 rano w okolicach pl.
Pankowego, aby kombinować materiały do użycia w trakcie Zabawy Na Przekór
Asfaltowi, pod wezwaniem „Buntu Pieszych” (po polsku strit parti), mającego
się rozpocząć tuż po 13.00. Przytargali deski na barierkę do zatrzymania
samochodów i rury na tripod. Próba generalna rozstawienia tych trzech rur
wypadła pomyślnie, choć wątpliwości mogły ogarnąć co do ich stabilności (a
ma na nich zawisnąć pewien Kaskader). Przed pierwszą trzeba się zjawić na
placu i odebrać od Szula sprzęt z pojazdu czterokołowego oraz trawę od
taksówkarza. Straż miejska podgląda nas o 100 m dalej. Po pierwszej
przychodzi więcej osób i rozstawiają sprzęt muzyczny.
Nagle nadjeżdza peleton rowerzystów (ok. 300), zatrzymuje się na środku placu. Didżeje
puszczają dźwięki. Rowerzyści ruszają dalej, aby ukończyć przejazd – legalną
imprezę, firmowaną przez Federację Zielonych. Przejazd rozpoczął
się o godz. 12 na pl. Zamkowym. Trasa wiodła Traktem Krółewskim, al.
Jerozolimskimi, Niepodległości i Solidarności, Marszałkowską do Królewskiej
i skręt do Saskiego pod fontannę. Tu spotkali się piesi o pierwszej, aby
przejść na miejsce Hulanki Na Ulicy, a które do ostatniej chwili pozostało w
sekrecie (tak dużym, że nawet trąbiła o tym Gazeta Wyborcza w dodatku „Co
jest grane” wśród innych potulnych imprez weekendu). Wodzowie rewolucji
rowerowej (do pasa się kłaniam) udzielają pod fontanną ostatnich wywiadów
dla lokalnej stacji tv (obejmującej pół kraju). Natomiast niewidzialni
prowokatorzy zapraszają na pl. Bankowy (tego dnia plac zabaw, swawoli i
samowoli).
Tam już piesi wkraczają na środek ulicy, rozstawiają tripod w 15
sekund i w cztery osoby przy niezrozumiałych uwagach funkcjonariuszy. Jakiś
osobnik (tajemniczy Kaskader) postanowił się wspiąć na szczyt i zawisnąć na
linach. Zostaje tam na czas trwania impry. Ludzie rozpościerają kawałki
sztucznego trawnika w jednym miejscu (kilkanaście metrów kwadratowych), po
czym kładą się na nim. Inni rozkładają leżaki i parasole lub nie – i opalają
się w całej rozciągłości. Jedni grają w kometkę, drudzy podkopują szmaciane
piłki, których kilka poszło między bawiących się. Napompowują gumowy basenik
i zaczynają się taplać w przynoszonej w wiadrze wodzie. Piękne ciała okryte
jedynie kostiumami kąpielowymi (ałć, ałć… – to Emancypantki…, czy Lalka?) lub slipkami (no!) oraz odjazdowymi (na rowerze) binoklami (w tym naszego
Wodza Szuru Guru (Chlapu, Chlapu)) wyginają się w rytm muzyki. Nasz lokalny
punkbard zagrzewa materię do oporu („Wy boicie się anarchii” i tym podobne
szlagiery).
Prewencyjniacy i inne Smerfy z początku marudzą, że ruch, że
to, że śmo, że autobus, ale i tak kierowca autobusu cieszy się jak dziecko
widząc roztańcowanych, a i panowie w czerni przyjaźnie (do czasu) się gapią
i pilnują, aby przypadkiem piłka nie wpadła pod kółeczka jakiego autka, to
je zatrzymując, to je wręcz (wnóż?) odkopując. Jest tu miejsce i na rowery,
którymi przyjechała połowa uczestników i nie stwarza to problemów – nie
potrzeba piętrowych parkingów, nie mówiąc o innych zaletach (ha!). Prawdziwy
ruch społeczeństwa alternatywnego to ruch pieszo-rowerowy (ten widzialny)!
Zabawa zabiera środek placu, ruch samochodowy odbywa się po obrzeżach i
to bez specjalnych zatorów. Wszystko odbyło się zgodnie z planem, prócz tego
że zabawę przedwcześnie zakończyli Strażnicy Nudy, którzy widocznie
wcześniej nie dostali kopii tego planu.
Muzyka w pewnym momencie gaśnie
(jak warkot rozszalałych 100 tys. koni mechanicznych po napojeniu ich wodą z
cukrem… co ja z tymi samochodami?) zapewne na skutek namów (czyt.
perswazji) Ponuraków W Mundurach. Jeszcze chwilkę grają, ogólnie odwrót, ale
spokojnie. Na plac boju wchodzą Panowie Władza (ehe, ehe) i żądają danych
osobowych (czy nic nas nie uchroni?). Nie obywa się bez chamstwa i agresji
z ich strony, dwa przypadki palanciarskiego
unieszkodliwienia-groźnych-przestępców. Jednego człowieka czekającego na
przystanku doszczętnie poturbowują po tym, jak okazuje się, że nie ma przy
sobie tożsamości. Przynajmniej właściciele bezpiecznie, na szczęście,
zwijają sprzęt, tripodzista również – się. Mendzący dodatkowo spisują ludzi
na przystankach i chodniku, służby błyskawicznie zabierają tripod (chyba
zechcą go wypróbować na swojej imprezie).
I tak to się działo, oj działo –
tego pamiętnego dnia. Inicjatorzy chcą pozostać w ukryciu, w miejscu
niedostępnym, acz mokrym i ciepłym, i być niewidzialnymi, aby, jak donosi
prasa, „nie było wiadomo, kto to zrobił” (Gazeta Wyborcza, 28.05.99). W
każdym razie robili to, aby przede wszystkim dać do myślenia zakonserwowanym
w karoseryjnych puszkach mieszczanom ale i nieźle zaświrować i zachęcić
ponurasów do nieskrępowanej zabawy.
Bunt Pieszych spowodował odzyskanie
przez nich nie tylko ulicy, ale i placu. Niestety nie zrozumiały do końca
tego przesłania ofiary czterokołowych maszyn. Niech trwa Wieczność bez
samochodu! (i paru innych spraw…)
Zdjęcia
Bogdan mówi Pankowy.
Pierwszy tripod w historii miasta stołecznego Warszawy.
Do przerwy 0:1.
DJ Wasyl, człowiek kompetentny.
Rybka lubi pływać.
Trawa fajna sprawa.
Na emeryturze nie musisz udawać życia.
Pan w baseniku, dokumenty proszę!
Batalion Patrolowo – Interwencyjny.