Jazda z Traksem czystym relaksem
Wrażeń co niemiara
Zachęcony opowieścią znajomego o tym, jak to prywatna inicjatywa wypełnia lukę stwarzaną przez PKP, oferując usługi tańsze i na wyższym poziomie, postanowiłem wypróbować tę możliwość i wróciłem ostatnio z wycieczki w Mazowieckim Parku Krajobrazowym autobusem prywatnej linii autobusowej Traks. Linia posiadała własny przystanek, rozkład jazdy, trzeźwego kierowcę i generalnie budziła zaufanie. Nie dostrzegłem wprawdzie śladu po zachwalanej przez Janka klimatyzacji – ale nic to, pomyślałem, byle się toczył. Jak się potem okazało, w złą godzinę, ale o tym później. Na razie rozsiadłem się wygodnie w przesiąkniętym 30-letnim aromatem dymu papierosowego fotelu i, że tak powiem, całym swym jestestwem chłonąłem nowe dla mnie wrażenia.
A wrażeń było co niemiara. Najpierw wyjaśniła się tajemnica klimatyzacji – w autobusie zainstalowana została wersja ekologiczna, tzn. po prostu niedomykające się drzwi, dzięki czemu podczas jazdy mieliśmy okazję delektować się świeżym listopadowym powietrzem. Po kilku kilometrach plątania się po wsiach wyjechaliśmy w wielkim stylu na tranzytową obwodnicę Warszawy (droga krajowa nr 50). Kiedyś myślałem, że to co robią kurierzy na alleycatach w Nowym Jorku to jest dość brawurowe, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że można się wpasować wyjeżdżającym z podporządkowanej autobusem pomiędzy dwa tiry, między którymi odstęp był nieco mniejszy niż długość autobusu.
Po chwili z powrotem zjechaliśmy na drogi boczne – zajęty podziwianiem krajobrazu prawie już nie zwróciłem uwagi, że połamaliśmy trochę gałęzi podczas mijania podobnego autobusu. W Celestynowie wyprzedziliśmy kondukt pogrzebowy, wymuszając pierwszeństwo na pojazdach nadjeżdżających z naprzeciwka. Próba raptownego przyśpieszenia podczas tego manewru się nie powiodła, silnik trochę pokaszlał, na moje laickie ucho w dość niepokojący sposób. Niepokój wzrósł, kiedy na peryferiach Otwocka silnik zwyczajnie zgasł pośrodku skrzyżowania. Przy próbie zapalenia wydawał takie odgłosy, jakie kiedyś wydawał Fiat 126p, gdy chciał aby go popchać. Tym razem jednak obeszło się bez pchania i po drugiej próbie ruszyliśmy dalej.
Jeden czy dwa przystanki dalej autobus zatrzymał się – i już nie ruszył. Kierowca mamrocząc coś o filtrach i powietrzu wyskoczył i zaczął majstrować z tyłu wozu. Indagowany ile to potrwa, odparł pewnie i stanowczo – dwie minutki. Widać było, że taka drobna awaryjka to dla niego nie nowinka. Niestety, wkrótce z dwóch minutek zrobiło się pietnaście, a z pietnastu – czterdzieści. Po pewnym czasie kierowca już nawet nie udawał, że próbuje coś naprawić, wyraźnie brał pasażerów na przeczekanie, a ci stopniowo rozchodzili się szukając innych środków transportu lub drałując do domu na piechotę.
W końcu, gdy koło zepsutego wozu zostało już tylko trzech najbardziej zdeterminowanych i bezczelnych (w tym niżej podpisany), kierowca po telefonicznej konsultacji z szefem zatrzymał inny autobus i zorganizował nam komunikację zastępczą. Potem jeszcze korek w Radości, korek w Międzylesiu, kilka złamanych przepisów na Kajki, korek na Gocławku… Próba wymuszenia pierwszeństwa na tramwaju na Grochowskiej się nie powiodła, motorniczy nie dał się nabrać na blef o niesprawnych hamulcach (a może to nie był blef?), i przejechał nam o centymetry przed maską.
W sumie pokonanie 42 km dzielących Zabieżki od peryferii Warszawy tym nowoczesnym środkiem transportu zajęło mi 2 godziny 38 minut. Jakieś 2 godziny z tego żałowałem, że nie poczekałem 6 minut i nie wsiadłem w przestarzały państwowy elektryczny zespół trakcyjny, który po zaniedbanych torach linii nadwiślańskiej jedzie do Warszawy 1:05. A w wyżej wymienionym czasie 2:38 pociąg potrafi przejechać z centrum Warszawy do centrum Krakowa, Katowic albo Poznania…
Porównanie cen
rodzaj biletu | cena Zabieżki – Warszawa Wschodnia |
---|---|
autobusowy (Traks) | 7,00 zł |
kolejowy normalny | 8,20 zł |
kolejowy powrotny (lub wycieczkowy w jedną stronę) | 6,97 zł |
kolejowy wycieczkowy powrotny | 5,49 zł |