Regionalne trasy rowerowe – dlaczego?
Cóż to za wspaniała rzecz – rower! Dwa kółka, kilka stalowych rurek, kierownica, siodełko, pedały – i oto świat dla ciebie otwarty. Wszystkie szosy przed tobą, polne drogi, ścieżki leśne, a nawet miedze.
[*]
Regionalne bądź ogólnokrajowe sieci tras rowerowych łączą większe miasta i atrakcyjne tereny turystyczne. Służą aktywnemu wypoczynkowi – zarówno jednodniowym wycieczkom, jak i dłuższym wakacyjnym wypadom. Łącząc sieci lokalne w logiczną całość, służą również codziennym dojazdom do szkoły czy pracy. Zwiększają zainteresowanie rowerem i podnoszą prestiż jazdy na rowerze. Istnieją w Holandii, Danii, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Belgii, Szwecji, Finlandii, Czechach i wielu, wielu innych krajach. W Polsce pierwszą taką sieć buduje Śląski Związek Gmin i Powiatów (projekt „Rowerem po Śląsku”).
Brak silnika – to najważniejsza zaleta roweru. Dzięki niej możesz jechać w ciszy. Możesz podsłuchiwać przyrodę, nie schodząc z siodełka. Cieszy cię śpiew ptaków w leśnej gęstwinie, porykiwania bydła na pastwiskach, szum wiatru, bulgot strumyka skaczącego po kamieniach tuż przy drodze. Słyszysz szum górskich rzek, dalekie jukanie pasterzy, turkot drewnianych młynów, skrytych w zieleni nad potokami, gęganie gęsi, a jeśli masz czułe ucho, to możesz złapać od czasu do czasu plusk ryby w jeziorze, obok którego przejeżdżasz…
Rower to najlepszy sposób na poznanie miasta i regionu – z roweru zobaczysz miejsca trudno osiągalne na piechotę, a jednocześnie umykające podczas podróży samochodem lub autobusem. Dlatego sieć dróg rowerowych stanowi doskonały magnes dla turystów. Ze szwajcarskiej sieci Veloland o długości 3300 km tylko w 1999 roku skorzystało 3.300.000 turystów. Oznacza to nie tylko lepszy stan środowiska (wyobraźmy sobie dodatkowe 3 miliony samochodów w niewielkiej Szwajcarii…) i lepszą kondycję turystów, ale również wymierne korzyści finansowe dla regionu. Rozwija się lokalny handel i gastronomia, hotele, muzea… Wyżej wymienieni cykliści na same noclegi wydali w ciągu jednego roku niebagatelną sumę 140 milionów franków szwajcarskich (ok. 365 milionów nowych złotych).
Żeby zdobyć krajobraz, nie wystarczy go posiąść. To gwałt, nie mający nic wspólnego z miłością. Miłość wymaga czasu, ciszy i pewnej dozy subtelności. Jazda na rowerze daje przeżycia znacznie głębsze niż jazda na motocyklu czy w samochodzie. Oczywiście za wszystko trzeba czymś płacić. W tym wypadku za prawo współżycia z przyrodą, za przyjaźń z krajobrazem – trzeba płacić powolnością jazdy, rezygnacją z pokonywania wielkich przestrzeni, z euforii, którą daje szybkość. Ale to się opłaca w ostatecznym rachunku. Pośpiech jest największym wrogiem naszych nerwów. Mamy go dość na co dzień. Po cóż zarażać pospiechem czynność tak przyjemną jak wycieczkowanie? Wycieczka to przecież własnie sposobność do zwolnienia tempa, do odprężenia.
Również tubylcy mogą sporo skorzystać na budowie takiej sieci. Po co w upalny dzień męczyć się w korku na drodze z Warszawy do Nieporętu, jeśli można udać się na przyjemną wycieczkę rowerową – i dojechać nad Zalew Zegrzyński praktycznie w tym samym czasie? A wykonanie wysokiej jakości trasy rowerowej z centrum stolicy nad Zalew byłoby 50 razy tańsze niż poszerzenie ul. Płochocińskiej… Znowu – korzyści czysto finansowe, korzyści dla zdrowia (czyli pośrednio również finansowe) i korzyści dla środowiska (czyli pośrednio również dla zdrowia…)
[*] Cytaty pochodzą z książki „Znów idę na południe” Stanisława Pagaczewskiego.