Zabójcy na drogach
Miesiąc temu jadąc po prostej ulicy prawidłowo oświetlonym rowerem zostałem najechany przez rozpędzony samochód. Nic mi się na szczęście nie stało, ale – jak powiedział mi lekarz w karetce – miał Pan niesamowitego farta, że żyje, bo z tego miejsca to zazwyczaj nie zabieramy ludzi w tak dobrym stanie
.
Żyję, szok mi już przeszedł, ale złość z dwóch powodów raczej mi nie przejdzie.
Po pierwsze, kiedy widzę teraz rozpędzonych kierowców, to myślę sobie: „zabójca”, bo naprawdę niewiele wystarczy, aby taki kogoś nie zauważył i przejechał jak mnie.
Po drugie, to wydarzenie uświadomiło mi, iż za wiele kalectw czy nawet śmierci współodpowiedzialni są urzędnicy, którzy tak niezwykle opornie i nieudolnie budują ścieżki rowerowe w naszej stolicy (i nie tylko). Do tej pory mógł już dawno powstać spójny system dróg dla rowerów z prawdziwego zdarzenia, lecz opór był silniejszy. Panowie urzędnicy – to nie wy potrącacie, ale to wy jesteście jedną z głównych przyczyn, że ludzie zostają potrąceni.