Prof. Maciej Luniak o podróżach rowerem po Warszawie
Druga część rozmowy z prof. Maciejem Luniakiem – dziś o podróżach rowerem po Warszawie.
Przejdźmy teraz do tematyki rowerowej, która ostatnio zyskuje coraz więcej zainteresowania, a wzrost ruchu rowerowego widać w całej Warszawie. Od jak dawna jeździ Pan na rowerze?
Rower towarzyszył mi od dzieciństwa. Do liceum w Otwocku wszyscy dojeżdżali rowerami, był to powszechny wówczas środek transportu i zarazem rarytas kupowany po znajomości czy na talony. Jeździliśmy przez cały rok. W szkole urządzono w piwnicy przechowalnię dla około setki rowerów.
Rower był też częścią stosunków w uczniowskiej społeczności – świadczył o prestiżu, podkradano sobie trudne wówczas do kupienia części, przebijano opony. Ja oddawałem swój pod opiekę woźnego, za opłatą.
Jeździ pan też dzisiaj i to dość intensywnie…
W tej chwili jeżdżę z Bielan do Instytutu Zoologii PAN na Wilczą – 8,5 km. Samochodem jest 9, ale rower pozwala jechać na skróty. 3 razy w tygodniu jeżdżę też na Mokotów. W sumie tam i z powrotem pokonuję wtedy około 25 km. A rocznie średnio między 1500 a 2000 km. Za ostatnich 5 lat mam średnią 1720 km.
Czy codzienny dojazd na rowerze wymaga jakiegoś szczególnie dobrego roweru?
Jeżdżę rowerem, który jest rówieśnikiem Wisłostrady. Jego „rodowód” wywodzi się od Jubilata kupionego na początku lat 70. Po paru latach skakania na warszawskich krawężnikach musiałem wymienić popękaną ramę. Dodałem ponadto przerzutkę i przedni bagażnik – bardzo pomocny w mieście.
Mam taki rower, o który nie muszę się martwić. Zostawiam go pod sklepem bez zapinania. Specjalnie nie wymieniam rozdartego siodełka, bo myślę, że taki „image” zniechęca złodziei. Nie zdarzyły mi się nawet próby kradzieży, mimo że rower parę razy nocował przypięty na ulicy.
Warszawiacy narzekają na kiepskie warunki do jazdy rowerem. Choć ścieżki buduje się od kilkunastu lat, to jednak mierne tempo i jakość ich powstawania nadal skazuje rowerzystów na korzystanie z jezdni i chodników. A jak Pan sobie radzi?
Kiedy zaczynałem moje podróże po Warszawie, nie było w ogóle ścieżek rowerowych. Początkowo poruszałem się jezdniami. Do czasu aż na rogu Marszałkowskiej i Królewskiej staranowałem moskwicza. Jego kierowca w ogóle nie spodziewał się roweru. Chociaż ewidentnie on zawinił, to ja odczułem skutki – wstrząs mózgu, 60 dni na zwolnieniu i około 3 lata awersji i przerwy w poruszaniu się na rowerze.
Od tego czasu unikam jezdni, wolę ścieżki rowerowe i chodniki. Niedobór ścieżek zmusza mnie do korzystania z chodników, gdzie uznaję priorytet pieszych, nie pędzę i może dlatego nie spotykam się z ich negatywnymi reakcjami. Kiedy piesi mi ustępują, dziękuję im, ale nie dzwonię, kiedy mam ich przed sobą, bo nawet nie mam dzwonka. Zwalniam wtedy i czekam aż będzie miejsce do wyprzedzenia.
Czy na rower zakłada Pan specjalny ubiór?
Nie jeżdżę szybko m.in. dlatego, że nie chcę się w pracy przebierać. Nie używam sportowego czy innego ubrania na zmianę – spokojna jazda tego nie wymaga.
A co z przekraczaniem jezdni? Czy stosuje się Pan do zakazu przejeżdżania przez przejścia dla pieszych?
Przejeżdżam bez zsiadania. Dwukrotnie zwrócili mi uwagę starsi panowie, zapewne okazjonalni rowerzyści jadący rekreacyjnie, którym to może nie dokucza. A ja mam kilkadziesiąt przekroczeń jezdni dziennie! Gdybym na każdym z nich zsiadał, to jazda rowerem stałaby się uciążliwa, straciłaby całą płynność. Poza tym im szybciej opuszczę jezdnię, tym lepiej dla kierowców. Oczywiście nie wjeżdżam z zaskoczenia i zawsze zwalniam. Jestem też kierowcą i wiem, że w takich sytuacjach trzeba uważać.
Co można Pana zdaniem poprawić w naszym rowerowym mieście?
Ścieżki rowerowe są nielogiczne i w wielu miejscach źle wykonane – n.p. wzdłuż ul. J.P. II, gdzie parokrotnie przekracza się jezdnię. Szczególnie dają mi się we znaki uskoki i krawężniki. Kiedyś przed laty jeździłem w nocy z wielkim młotkiem i wykuwałem w krawędziach krawężników łagodniejsze spadki. Jeszcze do dziś na Okopowej przetrwała część tych moich udogodnień. Ale nie zachęcam do naśladowania, to wykonawcy powinni się bardziej starać i ułatwiać życie rowerzystom.
Ostatnio ruch rowerowy w Warszawie się nasila i wzrasta jego akceptacja. Rowerzyści i kierowcy powinni okazywać sobie więcej tolerancji i pozbyć się niechętnego nastawienia. Ja staram się być kurtuazyjny, przepuszczać i zachęcać przyjaznym gestem inne pojazdy.
Jakie cechy i wyposażenie powinien według Pana mieć idealny rower?
Dla moich potrzeb idealny byłby rower składany – aby móc go przewieźć autobusem lub zmieścić w bagażniku samochodu, lekki, dobrze amortyzowany (uodporniony na skakanie po krawężnikach). Mój Jubilat nie ma amortyzatorów, założyłem więc grube opony. Rower niebrudzący – wyposażony w osłony i błotniki – pozwala jechać w garniturze, co mi się czasami zdarza. Ostatni element to bagażnik z przodu, ale pojemniejszy niż koszyk na zakupy. To ze względu na laptopa, którego ryzykownie jest wozić z tyłu nie mając cały czas na oku. Koszyk można mieć niezależnie od bagażnika, powyżej. I warto, pozwala on sięgnąć po coś do jedzenia czy gazetę, kiedy zanosi się na dłuższy postój. Ogólnie bagaż mocowany z przodu daje też osłonę nóg, a szczególnie kolan przed wiatrem.
Plecaka na rower nie uznaję. Skóra pod nim się poci, a
podwyższony środek ciężkości pogarsza stabilność.
Czy podróżowanie po mieście na rowerze ma jakieś zalety? Dlaczego warto przesiąść się na niego chociaż okresowo, np. latem?
Choć mam nawyki z młodych lat, to nie one skłaniają mnie do prawie codziennego korzystania z roweru. Warszawa coraz gorzej nadaje się do jazdy samochodem. Rower pozwala uniknąć korków. Jego użyteczność dodatkowo wzrosła po uruchomieniu metra. Rower w połączeniu z szybkim i pojemnym transportem szynowym daje świetne możliwości przemieszczania się.
Rower ma też liczne i niezaprzeczalne zalety dla fizjologii naszego funkcjonowania. Po przyjeździe do pracy na rowerze jestem w pełni rozkręcony i „na chodzie”. Nie potrzebuję kawy czy innych stymulatorów. A powrót do domu zapewnia mi potem jeszcze 2-3 godziny dobrej aktywności umysłowej i nie jestem tak „zdechły” jak po powrocie samochodem. Nie czuję ogólnego znużenia, co najwyżej nieco fizycznego zmęczenia. Oglądając TV nie mam poczucia gnuśności – tylko zasłużonego odpoczynku po wysiłku.
Rowerowi zawdzięczam pozbycie się żylaków, a na co dzień – brak problemów z nadwagą. W ogarniającym nas zewsząd uniformizmie dobrze jest się czymś wyróżniać. Dla mnie rower jest też swego rodzaju pozytywnym szpanem i przejawem indywidualności.
CDN
Tematem następnej, ostatniej części wywiadu są ptaki i ornitologia [zobacz >>>]. W pierwszej profesor opowiadał o Lesie Bielańskim i jego ocaleniu przed rozcięciem Wisłostradą [zobacz >>>].
Zainteresowani całością mogą przeczytać wywiad na łamach Zielonego Światła – kwartalnika Centrum Zrównoważonego Transportu [zobacz >>>]
Prof. dr hab. Maciej Luniak jest ornitologiem, emerytowanym profesorem w Instytucie Zoologii PAN. Zajmuje się miejską fauną i problemami ekologii miasta. Przyczynił się do objęcia Lasu Bielańskiego ochroną rezerwatową. Autor i współautor licznych publikacji, m.in. monografii na temat Lasu Bielańskiego (1982) i raportu o jego wartości i stanie przyrody (2002).
Rozmawiał i zredagował Marcin Jackowski.
(c) Wszelkie prawa do tekstu zastrzeżone.