Corrida w stolicy, czyli czerwone światło jak płachta na byka
Sobota, godzina 11:00
Jedziemy z Wawra samochodem zobaczyć Most Śląsko – Dąbrowski, po raz ostatni przed remontem. Pojechalibyśmy koleją albo tramwajem, ale niestety takowe połączenie stamtąd nie istnieje.
Staramy się być mimo to jak najbardziej ekologiczni i bezpieczni na drodze. Jadąc do al. Solidarności Grochowską, Zamoyskiego i Targową nie będziemy gwałtownie przyspieszać ani przekraczać dozwolonej prędkości. W ten sposób nasz pojazd spali najmniej paliwa, wydzielając możliwie mało szkodliwych substancji oraz nie będzie emitował nadmiernego hałasu. Gdyby wszyscy kierowcy tak robili, stężenia szkodliwych gazów i hałas zmniejszyłyby się w mieście o połowę.
Nikt nie zaprzeczy, że jadąc spokojnie i wolno będziemy mniej szkodliwi dla otoczenia, niż gwałtownie przyspieszając, hamując i pędząc na złamanie karku. Zapłacimy też mniej za podróż, czyli spalone paliwo i zużyte klocki hamulcowe.
I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie tak zwana organizacja ruchu.
Jadąc w stronę Targowej staliśmy na czerwonym świetle na następujących skrzyżowaniach:
* Trakt Lubelski
* Marsa
* Olszynki Grochowskiej
* Żółkiewskiego
* Wiatraczna
* Międzyborska
* Terespolska
* Gocławska
* Międzynarodowa / Mińska
* Lubelska
* Zieleniecka
* Ząbkowska
* al. Solidarności
Litościwie zielone było na Kickiego i przy Kijowskiej. Co gorsza, taka sama polka – galopka dotyczy autobusów i tramwajów, które mają jeszcze gorzej, bo do tego zatrzymują się na przystankach i jadą według rozkładu.
Po zaliczeniu kilku kolejnych skrzyżowań nawet najbardziej cierpliwy kierowca dostanie szału i będzie się starał przyspieszyć, widząc przed sobą zielone światło, które zmieni się na czerwone, gdy tylko będzie 10 metrów przed skrzyżowaniem. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że wszyscy i tak nie przestrzegają ograniczeń prędkości i „zwyczajowe” 60 – 70 km/h zaczyna się w takim razie zmieniać w 80 – 90 km/h. Choć teoretycznie włodarze naszych dróg uznają ruch za „naturalnie uspokojony” – wszak musimy grzecznie stawać na każdym skrzyżowaniu.
Zobaczmy, jak to zmienia nasze proekologiczne nastawienie: gwałtownie przyspieszając i hamując, zwiększamy średni poziom dźwięku na ulicy o 6-10 dB. To kilkakrotnie więcej, niż gdyby ruch był rzeczywiście uspokojony, a jazda płynna. Dokładnie to samo dzieje się z emisją szkodliwych gazów, które na takiej Targowej jest na tyle duże, że czeka nas w dlaszej perspektywie wycofanie stamtąd ruchu samochodowego i zamiana jej w deptak.
Czy nas naprawdę nie stać na sygnalizację świetlną, która umożliwiałaby przejazd z prędkością 40-50 km/h na całej długości głównej ulicy? Albo chociaż coś jeszcze prostszego, jak przywilej dla tramwajów?
Dodajmy na koniec, że na opisanej trasie sygnalizacja od Międzyborskiej do Lubelskiej została niedawno zmodernizowana. Przypadkiem czy nie, na tym odcinku liczba zatrzymań ruchu jest największa, a czas przejazdu tramwajów nie zmienił się, a może nawet nieznacznie wydłużył. Nie ma przy tym znaczenia, o jakiej porze i w którą stronę się jedzie. Sobota rano to nawet najkorzystniejszy okres, bo liczba samochodów jest nieduża, a ruch pieszych w poprzek jeszcze mniejszy, niż w dzień powszedni. Jaki z tego wniosek? Poważnie się zastanówmy, dlaczego w Warszawie jest głośno, a ruch taki bardziej skakano – szarpany.
Bardzo wygodnym argumentem jest tzw. temperament kierowców. Należy się z tym oczywiście zgodzić, bo świadczy o tym liczba śmiertelnych wypadków. Ale dlaczego zarządca drogi, miast ten temperament sensownie tonować, postępuje dokładnie na odwrót?
Szwedzi, którzy przodują w rozwiązaniach bezpieczeństwa i ekologii ruchu drogowego, w swojej strategii nazwanej Wizja Zero zamieścili takie stwierdzenie:
Ludzie są omylni i to dla nich budowane są drogi. Nie można ich projektować przy założeniu, że użytkownikami będą sami idealni kierowcy. Dlatego rozwiązania komunikacyjne powinny uwzględniać możliwość popełniania błędów przez kierujących.
Tylko dlaczego możliwość popełniania błędów mają u nas tylko budowniczowie dróg, a jak coś jest źle to niech Pan sobie wezwie Policję
?
Tomasz Roliński