Gramy w zielone
Cieszy nas, że Gazeta Stołeczna z takim zaangażowaniem zajmuje się
tematem ustaleń wiążących gminy warszawskie przy sporządzaniu miejscowych
planów zagospodarowania przestrzennego dla centralnego obszaru Warszawy –
czyli tzw. planem Rutkiewicza. Wielokrotnie występowaliśmy w obronie
warszawskiej zieleni, nie tylko w obszarze Śródmieścia. Swego czasu
pozwoliliśmy sobie złożyć również szereg wniosków do ww. ustaleń
wiążących.
Tematyka zieleni była już szeroko dyskutowana na łamach Gazety, zatem
napiszemy tylko, że pokrętne tłumaczenia pana Kozaka o „ilości zieleni w
zieleni” świadczą jedynie o ogromie zaniedbań władz miasta. Siłą rzeczy
pojawiają się podejrzenia, że kolejni prezydenci świadomie doprowadzają do
degradacji cennej zieleni miejskiej, by łatwiej było uzasadnić jej
zabudowę. Przypomnijmy, że np. w Berlinie parki zajmują 20% powierzchni
miasta, w Warszawie jedynie 8%.
Pan Rutkiewicz uznał skwery i parki za „dziury w zwartej tkance
miejskiej”. Naszym zdaniem, zwartości warszawskiej tkanki znacznie
bardziej szkodzą wytyczone po wojnie absurdalnie szerokie arterie
komunikacyjne – Marszałkowska, Al. Jerozolimskie czy Al. Jana Pawła II –
dzielące centrum miasta na wyizolowane kwartały. Dość wspomnieć, że na 2 km
odcinku Al. Jerozolimskich między ul. Żelazną a Kruczą nie ma żadnego
naziemnego przejścia dla pieszych – to ewenement na skalę europejską.
Wyzwaniem dla planistów powinno być oswojenie tych arterii, sprowadzenie
ich do ludzkiej skali – a nie zabudowa ostatnich skrawków zieleni.
Tymczasem plan sankcjonuje gęstą siatkę ulic przelotowych, sprowadzając
centrum Warszawy do roli Miejsca Obsługi Podróżnych z Ursusa do
Rembertowa.
Zaprezentowany projekt bardzo ogólnikowo traktuje kwestię priorytetów
dla komunikacji zbiorowej, o ruchu rowerowym nie ma ani jednego słowa. A
przecież bez tych dwóch elementów niemożliwe jest zapewnienie sprawnego
transportu w centralnym obszarze miasta. Naszym zdaniem, konieczne jest
wyznaczenie konkretnych ulic, na których wprowadzone zostaną pasy
autobusowe lub tramwajowo-autobusowe, a także uzupełnienie planu o przebieg
tras rowerowych.
Warszawie brakuje prawdziwego centrum – takiego, jakie w innych miastach
tworzą reprezentacyjne deptaki czy całe strefy piesze – żywe, z
kawiarniami, usługami, zielenią, drobną architekturą. Same Stare Miasto to
trochę za mało jak na dwumilionowo miasto. Zaczątek takiego centrum można
by stworzyć np. poprzez ograniczenie ruchu samochodów na Krakowskim
Przedmieściu i zwężenie tej ulicy na wzór Nowego Światu. Warto wykorzystać
również projekt Marka Rytycha z konkursu na modernizację ul.
Marszałkowskiej – przeniesienia całego ruchu na jezdnię zachodnią i
zagospodarowania jezdni wschodniej jako ciągu pieszego.
Pan Rutkiewicz zarzeka się, że „jest planistą miejskim, nie
wioskowym”. Jednak to właśnie wymienione przez nas elementy – sprawna
komunikacja publiczna, tętniące życiem strefy piesze, system ścieżek
rowerowych, wszechobecna zieleń – wyróżniają miasto nowoczesne i przyjazne
dla mieszkańców. W Koziej Wólce nie trzeba dbać o parki, bo zaraz za miedzą
zaczyna się las. Warszawa wymaga nieco więcej atencji – smętna betonowa
pustynia, nawet wyposażona w metro i obwodnice, nie ma szans konkurować z
Pragą czy Budapesztem.